Skandynawia autostopem

Skandynawia autostopem, Marcin F.
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem
Jest połowa roku 2002. Tak, wreszcie udało się. Ta wyprawa do krainy Troli to spełnienie naszych dwuletnich marzeń o Skandynawii - "Alasce Europy"... bo przecież góry i niezła "wyrypa" to jest to, co tygryski lubią najbardziej 🙂

NORWEGIA, OSLO
Do stolicy Norwegii z Ystad docieramy wszyscy w przeciągu 2 dni. Ja dziewczynami miałem dużo szczęścia i "zaliczyłem" nocleg w chacie w miejscowości Fredikstad -jakieś 100 km na południe od Oslo. Jeden z gości, który nas zaprosił miał akurat w tym dniu urodziny - imprezowaliśmy prawie do rana. W samym Oslo oglądamy m.in. zamek i fortecę Akershus, Galerie Narodową (wstęp za friko) oraz Park Yigelanda. Ten ostatni robi na nas największe wrażenie. Ok. 200 figur postaci w różnych dziwnych „pozycjach i stanach emocjonalnych". Chcąc się wydostać z Oslo postanowiliśmy łapać stopa na drodze nr 168, która dobija później do autostrady E 16. W tym celu jechaliśmy metrem (nr 2 lub 3) na północ - niestety nie pamiętam przystanku. Jak wysiedliśmy była już 22.00, więc zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. W końcu rozbiliśmy nasze namioty na placu szkolnym. Do północy bawimy się na najlepszym placu zabaw dla dzieci, jaki kiedykolwiek widziałem. Rano portier ze szkoły dał nam ciepłej wody na herbatę, otworzył łazienkę tak, że wzięliśmy jeszcze prysznic i ruszyliśmy dalej.

PARK NARODOWY JOUTENHEIMEN
Jest oddalony od Oslo jakieś 350 km na północ. Obejmuje on swym zasięgiem najwyższą część Gór Skandynawskich z ich najwyższym szczytem - Galdhopiggen 2469 m n.p.m. Naszą przygodę z górami Joutenheimen rozpoczynamy w ścisłym centrum parku nad jez. Gjende. Jest to długie, 20-km jezioro o zabarwieniu zielonkawym na skutek ciągle spływających do niego rzek lodowcowych. Niestety daje się nam tutaj we znaki kapryśna skandynawska pogoda. Dwa dni przesiadujemy w pobliskim schronisku Gendesheim, wychodząc tylko na nocleg do namiotów. Można tam kupić mapy gór w skalach 1:100 000 i 1:50 000 cz. zach. i wsch. - wszystkie po 104 NOK.

Należy wziąć pod uwagę fakt, iż czasy przejść podane na mapach odnoszą się do norweskich wyrypiarzy. Idąc z plecakiem i robiąc sobie przerwę na obiad należy doliczyć średnio ok. 2 godz. W końcu trzeciego dnia ruszamy ok. godz. 11.00. Naszym celem jest zdobycie najsłynniejszej grani Norwegii - Basagen. Po ok. l godzinie marszu mijamy świetne miejsce na rozbicie namiotów: duża trawiasta platforma z wodospadem. Po kolejnej półtorej godzinie wędrówki stajemy na najwyżej położonym punkcie grani 1743 m n.p.m., który rozpoznajemy po dużym kopcu z kamieni. Kontynuując naszą wędrówkę dochodzimy wreszcie do punktu kulminacyjnego dzisiejszego dnia. Jest to skalna przełęcz, rozdzielająca dwa jeziora. Po prawej - kilka metrów poniżej grani znajduje się jez. Bessvatnet, zaś po lewej - prawie 400 m niżej - znane nam już jez. Gjende. Na przełęczy robimy sobie obiad i po godzinie ruszamy dalej. Mijamy jeszcze jez. Bjornboltjorna i dochodzimy do skrzyżowania szlaków. Idąc w lewo w niespełna godzinę dojdzie się do schr. Memurubu położonego nad jez. Gjende, idąc w prawo dojdzie się nad jez. Russvatnet.

My wybraliśmy drugą opcję, docierając nad jez. ok. godz. 19.00. Szybko rozbijamy namioty, robimy sobie kolacje i bierzemy kąpiel w lodowatej wodzie. Drugiego dnia wychodzimy jeszcze później niż poprzednio, bo dopiero o 12.00. Pierwszy odcinek, jakieś l,5 godziny to wędrówka wzdłuż brzegów jez. Russvatnet. Dopiero po paru kilometrach szlak opuszcza jez. i odbija w lewo (na północ). Zaczyna się jedyne w tym dniu ok. 400 m podejście. Najbardziej stromy jest początkowy etap, aż do mostku nad rzeką Blatjornaa. Nie ma w tym miejscu możliwości nabrania wody (rzeka płynie w niedostępnym korycie kilka metrów poniżej mostu). Pokonawszy tę przeszkodę idzie się już mniej stromo na bezimienną przełęcz ok. 1600 m wysokości. Z niej już tylko 1,5 h w dół do widocznego już stąd schroniska Glitterheim.
Trzeci dzień naszej wędrówki był najbardziej "lajtowy". Do pokonania w pionie było ok. 150 m, na przełęcz Veslegluptiornene. W jej pobliżu znajduje się szereg jezior i jest to świetne miejsce na przerwę w marszu. Stąd do schroniska Spiterstulen jest jeszcze jakieś 3 godz. Wędrówki po gigantycznym gołoborzu. Chciałabym w tym miejscu zwrócić uwagę na używaną przeze mnie nieco mylącą – dla polskiego turysty nazwę schronisko. Otóż właściwa nazwa to: hotele górskie dla turystów z wypasionymi portfelami. Jeśli śpimy w namiocie obok „hotelu”. To nie mamy prawa przebywać w środku, aby np. zjeść sobie kolację. Nie było z tym problemów jedynie, w Gjendesheim, zaś swoje apogeum osiągnęło w Spiterstulen, gdzie wyrzucono nas na deszcz z przedsionka recepcji.

Czwartego dnia budzimy się 500 m od nieprzyjaznego schroniska Spiterstulen, niestety pada. Część z nas jedzie do pobliskiego Lom, aby uzupełnić zapasy jedzenia. Jest tutaj ciekawe muzeum geologiczne, wstęp bezpłatny – warto. Kolejnego dnia czekamy aż do l3.00 na poprawę pogody, która wreszcie nadchodzi. Ruszamy. Plecaki zostawiamy na dole, więc idzie się nam stosunkowo dobrze. Pierwszą godzinę idziemy zwykłą ścieżką wśród traw i kamieni. Dopiero później zaczyna się zabawa. Ogromne pola śnieżne, nie nastręczają trudności, lecz działają na „psyche" - ale z nas alpiniści. W sumie po niecałych 3 godzinach stajemy na szczycie. Ludzi mnóstwo, widok super. Dosłownie 10 m od szczytu jest knajpa. Wchodzimy do środka, bo chce się nam okropnie pić. Ceny z kosmosu. Obok (w części gospodarczej) leżą tony śmieci. Wpadamy, więc na pomysł. Proponujemy - jak nam da po szklance soku to możemy znieść śmieci na dół. Dostajemy jeszcze po baloniku, a zniesione butelki sprzedajemy w sklepie i dostajemy jeszcze kasę. To był początek „biznesu butelkowego”, o którym szerzej w części praktycznej.

JOSTEDALBREEN
Po kilkudniowym trekingu po górach Joutenheimen, udaliśmy się w okolice największego lodowca stałego lądu Europy - Jostedalbreen. Po drodze "zaliczamy" jeszcze dwie atrakcje, które tutaj krótko opiszę. Pierwsza z nich to przejazd malowniczą górską drogą Sognefjellet łączącą Lustrafjord z Lom (140 km długości wznosi się na wysokość 1434 m n.p.m.; droga przejezdna od maja do października). Drugą atrakcję stanowiła kąpiel w najdalej od morza położonej części, najdłuższego fiordu Norwegii - liczącego 220 km Sognefiordu. W sumie przemieszczenie się z gór pod lodowiec zajęło nam dwa dni. Pierwsze swe kroki skierowaliśmy do Norweskiego Muzeum Lodowców (35 NOK dzieci, studenci / 70 NOK dorośli). Oprócz wieloekranowej projekcji filmu (coś jakby 3D) z lotu helikopterem nad lodowcem, muzeum - poprzez swoje liczne eksponaty -dostarcza także odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące lodowców i ich roli w przyrodzie. Po tej ciekawej wizycie, decydujemy się "odwiedzić" jeden z licznych jęzorów Jostedalsbreena - Boyabreena. To typowo turystyczne miejsce. Dziesiątki (żeby nie napisać setki) ludzików fotografujących jeden i ten sam motyw: jęzor lodowy spływający do jeziora. Oczywiście szybko dołączamy do nich, robimy pamiątkowe fotki i spadamy.

TRONDHEIM
Trondheim to trzecie pod względem wielkości miasto Norwegii. Obowiązkowym elementem, który trzeba tutaj zobaczyć jest największa w Skandynawii budowla średniowieczna - Katedra Nidaros. To jest właśnie świątynia, w której odbywają się koronacje norweskich monarchów. Niestety wejście do środka - tak jak do wszystkich kościołów w Norwegii — jest płatne 35 NOK (uczestnictwo w niedzielnej mszy św. jest bezpłatne). Resztę Trondheim zwiedzamy już na wypożyczonych rowerach (czyt. gruchotach). W różnych częściach miasta, rowery te są poprzyczepiane do specjalnych „stojaków", z których są uwalniane po wrzuceniu 20 NOK. Gdy oddajemy rower 20 NOK jest nam zwracane. Jeżdżąc na rowerze koniecznie trzeba skorzystać z jedynej na świecie windy rowerowej. Jest ona położona wzdłuż ulicy Brubakken, zaraz za XIX w drewnianym mostem Gambie Bybro. Winda jest uruchomiana po użyciu specjalnej karty, którą można wypożyczyć w biurze inf. turystycznej na placu Torvet wpłacając kaucję 100 NOK. W informacji tej możemy także zostawić plecaki na czas zwiedzania miasta. Jako miejsce noclegu w Trondheim polecam okolice fortu Kristiansten, super "plejsy" pod namioty, a w nocy widok na oświetlone miasto. W niedzielę jedyny czynny market położony jest przy ulicy Kongens Gate odchodzącej na zachód od placu Torvet (15 minut drogi).

PN SALTFJELLET-SVARTISEN
Aby obejrzeć jeden z jęzorów lodowca Svartisen (drugi w Norwegii, a więc i w Europie) należy skręcić w lewo w miejscowości Rosweel (jakieś 30 km na północ od Mo i Rany trasą E6) i jechać dalej drogą za znakami ok. 20 km. Po drodze mija się znaki kierujące do jaskiń, ale o tym później. Wspomniana droga kończy się parkingiem przy jez. Svartisvant, które trzeba pokonać. Do wyboru są dwie opcje: stateczkiem (40 NOK dzieci / 80 NOK dorośli) lub piechotą wzdłuż brzegów jez. – 1 godzina. Następnie 20 minutowa wędrówka do jez. Osterdalsvatnet, do którego spływa już jęzor Osterdalsisen – część lodowca Svartisen. Naprawdę widok jest niesamowity: biały lód, błękitne niebo i czerwone skały. Wracamy niestety tą samą drogą. Po powrocie na parking odbieramy nasze plecaki z jedynego tamtejszego baru i łapiemy stopa do jaskiń.

Pierwsza z nich Gronlingrotta jest najczęściej odwiedzaną jaskinią Norwegii. Zwiedzanie wraz z przewodnikiem (40 NOK dzieci / 80 NOK dorośli) trwa ok. 30 minut, a wzdłuż całej trasy towarzyszy nam sztuczne oświetlenie. Kulminacyjnym punktem jest oglądanie wielkiego granitowego głazu zawleczonego tutaj przez wody lodowcowe. Druga jaskinia Setergrotta nie jest już tak łatwym obiektem do eksploracji jak poprzednia. Zwiedzający otrzymują tutaj kask z latarką, kombinezony oraz gumiaki. Wizyta odbywa się już w mniejszych grupach i trwa 2 godziny. Rozpoczyna się ok. 11.00 i 15.00 i kosztuje 180 NOK. My do obydwu jaskiń wchodzimy bez przewodnika, nie płacąc. Chciałbym tu wyraźnie zaznaczyć, iż nie jest to w żaden sposób niezgodne z prawem. Otóż istnieje w Norwegii powszechna zasada, mówiąca, iż przyroda należy do wszystkich, jest wspólnym dobrem. Tak, więc opłata uiszczana przed wejściem do jaskini, jest tylko i wyłącznie opłatą za usługę przewodnicką, a nie za możliwość wejścia do jaskini.

BODO
Po drodze z PN Saltfjellet-Svartisen do Bodo przekracza się północne koło podbiegunowe 66°33’ N. Jak wiemy linia ta wyznacza południową granicę terenów, gdzie przynajmniej raz w roku Słońce przez cały dzień nie zachodzi i przez cały dzień nie wschodzi. W miejscu tym przy autostradzie E6 znajduje się Centrum Koła Polarnego. Można tutaj kupić wiele przeróżnych pamiątek, oraz wbić sobie stempel np. do paszportu. W samym Bodo, oprócz Muzeum Lotnictwa nie ma zbyt wielu interesujących rzeczy. Mając kilka godzin do promu, można pojechać zobaczyć odległy o ok. 30 km - największy wir świata Saltastrumen. O dokładną godzinę, kiedy wir będzie najpotężniejszy warto zapytać w biurze informacji turystycznej - jest to związane z zjawiskiem przypływów i odpływów. Oczywiście najważniejszym powodem, dla którego przejeżdża się do Bodo jest możliwość złapania promu na Lofoty. Bilet na wyspę Moskensoy kosztuje 121 NOK — nie ma zniżek dla studentów. Jest jednak zniżka grupowa, od 12 osób płaci się 100 NOK, warto więc zagadać ludzi oczekujących na prom i "stworzyć" taką grupę. KONIECZNIE zrób zapasy jedzenia płynąc na południowe wyspy Lofotów, podstawowe artykuły są droższe ok. 3 razy.

LOFOTY
Tak, tak to są właśnie te "magiczne wyspy". Miejsce to nie jest ani trochę przereklamowane. Naprawdę jest tu pięknie i myślę, że powinien być to żelazny punkt wycieczek po Skandynawii. Prom z Bodo przypływa do wsi Moskenes (nie ma sklepu), skąd jest niecała godzinka marszu do miejscowości o najkrótszej nazwie na świecie A. To tutaj znajduje się kilkanaście charakterystycznych dla Lofotów czerwonych domków rybaków, które razem tworzą Muzeum Norweskich Wiosek Rybackich. Jest tu także Muzeum Sztokfisza. My mieliśmy w planach zdobycie najwyższego szczytu Lofotów - Harmanndalstinda 1029 m n.p.m. (mapy 1:50 000 i 1:100 000 są do kupienia w informacji w A - 100 NOK). W tym celu wypożyczyliśmy w markecie za 300 NOK (kaucja), klucz do chatki Munkebu - z której atakuje się szczyt. Część rzeczy pozostawiliśmy w małej budce schroniska młodzieżowego. Z A do chatki położonej na wysokości 400 m n.p.m., idzie się ok. 2,5 godziny. Sama chatka - dla nas śpiących już od miesiąca w namiotach, gdzie popadnie - to po prostu pałac. Świetnie usytuowana, gaz do gotowania, łóżka, na podłodze dywaniki, po prostu „bomba". I to wszystko za 50 NOK za noc.

Stąd zdobycie Harmanndalstinda to taka przyjemna całodniowa wycieczka. Rankiem przeżywamy niestety szok - po pięknej słonecznej pogodzie ani śladu. Leje jak z cebra, a mgła ogranicza widoczność do 10 metrów. Po dwudniowym pobycie w Munkebu, schodzimy do Reine - to ponoć najbardziej malownicze miejsce w całej Norwegii. Wioseczka ta usadowiła się na połączeniu fiordu Reine z otwartym morzem. Wspomniany fiord otaczają wychodzące prosto z wody skalne pionowe ściany sięgające setek metrów. Bardzo fajnie to wszystko wygląda. Po 4 dniach spędzonych na Moskensoy, przenieśliśmy się na wyspę Austvagoy do miasteczka Svolvear. Ładnie prezentuje się stąd góra zwana „Kozą ze Svolvear", zakończone dwoma charakterystycznymi turniami, przypominającymi rogi. Spokojnie można podejść niemalże na sam szczyt, tylko zdobycie rogów wymaga kilkunastometrowej wspinaczki. Nie jest bez znaczenia fakt, że ceny w tutejszych marketach wracają do normy z "lądu".

Z Lofotów kierujemy się do Narwika. Miasto to założone ponad 100 lat temu jako niezamarzający port w zimie, stało się łakomym kąskiem dla wojsk hitlerowskich podczas II wojny światowej. W walce o Narwik (jak pamiętamy z historii) brali udział także Polacy, czego wyrazem jest pomnik polskiego marynarza na placu Gromplass oraz cmentarz poległych Polaków w oddalonym o kilka kilometrów Harwiku. W centrum miasta znajduje się jeszcze Muzeum Wojny z ciekawą ekspozycją i drogowskazy z różnymi europejskimi miastami i odległościami do nich. Jest także Warszawa – 2559 km. W Narwiku kończymy już naszą przygodę z Norwegią.

SZWECJA
Pierwszym miejscem, w którym się zatrzymujemy w Szwecji jest Abisko. Małe przyjemne miasteczko położone nad piątym, co do wielkości jeziorem Szwecji - Tornetrask. W jedynym tutaj markecie trafiamy na wyprzedaż Snickersów - 4 szt. za 10 SEK - to taniej niż w Polsce. Ogólnie w Szwecji jest znacznie taniej niż w Norwegii. Ładnie wygląda olbrzymia dolina w kształcie litery "U", w górach zamykających horyzont tzw. "Brama do Laponii". Po nocy spędzonej w lesie, udajemy się do Kiruny. Miasto to powstało dzięki zalegającym tutaj rudom żelaza. Gigantyczne kopalnie odkrywkowe są widoczne z niemal każdego miejsca w mieście. Duży market w centrum nadaje się świetnie na ostatnie zakupy przed ruszeniem w góry. Fajnym miejscem do spania jest mały park naprzeciwko dworca kolejowego.

MASYW KEBNEKAISE
Punktem wyjścia w masyw Kebnekaise jest Nikkaloutka, oddalona o ok. 60 km od Kiruny - stop bez problemu. W zasadzie jest to tylko parking dla samochodów i schronisko z restauracją (nie ma sklepu). Stąd do schroniska Kebnekaise, skąd atakuje się najwyższy szczyt Szwecji jest ok. 20 km, 5 godzin marszu wzdłuż jeziora Laddjujohka. My – dzięki uprzejmości jednego z naszych profesorów - mieliśmy załatwiony pobyt w stacji glacjologicznej Tarfala, należącej do Uniwersytetu Sztokholmskiego. W tym celu jakieś dwa kilometry przed schroniskiem odbijamy w prawo do sąsiedniej doliny. Ładne czerwone domki stają się naszym schronieniem przez kolejne trzy dni. Warto dopisać, iż kwadrans drogi dalej znajduje się stacja turystyczna Tarfala. Noclegi pod dachem 50 SEK, super miejsca pod namioty nad jez., do którego spływa lodowiec za friko. Po kilku dniach spędzonych w otoczeniu bazy, udajemy się do schroniska Kebnekaise z zamiarem atakowania nazajutrz szczytu. Szybki wywiad owocuje jeszcze informacjami: wycieczka tam i z powrotem zajmuje 10 godzin; podejścia jest ok. 1700 m; - można zostawić plecaki w specjalnym pokoju.

Budzimy się o 6 rano, szybkie śniadanie, przepakowanie plecaków i ruszamy. Po godzinie orientujemy się, że idziemy niewłaściwą drogą. Dopiero po kolejnej godzinie „walki" z powrotem wracamy na właściwy szlak. Stoimy teraz w ogromnym kotle otoczonym z trzech stron skalnymi ścianami. Dalsza droga wiedzie na przełęcz Vastraleden, z której następnie zdobywa się Vierramvare 1711 m — świetne widoki. Niestety stąd trzeba jeszcze zejść ok. 300 metrów kolejną przełęcz Kaffedalen, aby stąd ostatecznie rozpocząć atak szczytowy. Po drodze na wysokości ok. 1700 m mijamy jeszcze dwa schrony górskie - bezobsługowe domki mające pomóc w przypadku załamania pogody. Skoro już jesteśmy przy pogodzie to oczywiście nie jest ona najlepsza i stale się pogarsza, tak, że po dojściu na kopułę lodową, która zwieńcza czubek Kebnekaise widoczność we mgle spada do ok. 15 metrów.

Wyjmuję z plecaka pożyczone w schronisku raczki. Pierwszy startuje Piotrek, który po kilku sekundach znika już we mgle. Po paru chwilach pojawia się z powrotem mówiąc, iż zrezygnował jakieś 20 metrów od szczytu. Jest tam już szczery lód, a nasze raczki nie zdają dobrze egzaminu. Po kolejnych paru zmianach (każdy chciał mieć zdjęcie w rakach) zaczynamy schodzić. W jednym ze schronów robimy sobie obiad: lodowata (czyt. lodowcowa) woda z Pluszem plus Snickersy. Po trzech godzinach jesteśmy przy schronisku. Robimy sobie porządną kolację, bierzemy prysznic i rozbijamy namioty.

FINLANDIA, ROVANIEMI
Wioska Św. Mikołaja znajduje się właściwie parę km za Rovaniemi, dokładnie na kole podbiegunowym. Można sobie zrobić zdjęcie z Mikołajem, własnym aparatem za friko (jako usługa bagatela 19 euro). Jest także poczta (pieczątki do paszportów) i hodowla renirerów. W sumie, gdy jest to po drodze, można zobaczyć, gdy ma się nadłożyć drogi - można sobie podarować. Pobyt w Finlandii zajął nam jeden dzień. Gdy wieczorem jechaliśmy z powrotem, jeden gość wysadził nas koło jakiegoś dużego kościoła. A tam kierowca jednego z autokarów zgadza się nas podwieźć. Okazało się, że średnia wieku pasażerów wycieczki była ok. 60-ki. Gdy opowiadamy im nasze przygody (dostajemy do tego celu mikrofon!!), że autostopem, pod namiotem i za 100 euro - nasi nowi przyjaciele są pod ogromnym wrażeniem. Gdy wysiadaliśmy w Haparandzie już po północy, wydawało mi się, że niektórzy mieli łzy w oczach. W każdym bądź razie w przyszłe wakacje ruszą z Finlandii "chmary" autostopowiczów - 60-latków 🙂

SZWECJA, SZTOKHOLM
Dostanie się tutaj z Haparandy zajęło nam 1,5 dnia. Noc zaliczyliśmy w domu jednego z gości, który nas podwoził. Druga od miesiąca pizza, MTV, domek do własnej dyspozycji nad jeziorem, po prostu "full wypas". W stolicy Szwecji zostajemy przez dwa dni. Upływają nam one na zwiedzaniu starej, zabytkowej części miasta Gamla Stan, chodzeniu po sklepach i nic nie robieniu. Sztokholm to chyba najpiękniejsza europejska stolica. Myślę, że warto tu przyjechać pod koniec sezonu - są ogromne przeceny.

DANIA, KOPENHAGA
Przed wyjazdem mieliśmy plan, aby po Sztokholmie pojechać od razu do Ystad i do Polski. Będąc jednak w stolicy Szwecji stwierdziliśmy, że warto by zobaczyć także stolice Danii i w ogóle przedłużyć troszkę nasz wyjazd. Pojechaliśmy, więc do Malmo, aby tam złapać stopa do Danii (most). Zrobiliśmy także tam zaopatrzenie w jedzenie na kilka dni. Jechaliśmy do Danii bez ani jednej korony duńskiej. Kopenhagę zwiedzaliśmy przez 3 godziny, a dalej pojechaliśmy do Gedster (niecałe 200 km na południe od Kopenhagi). Stamtąd promem po 2 godzinach i za 5 euro wylądowałyśmy w Roztoku. Nocleg w Niemczech, a następnego dnia dojeżdżamy do Świnoujścia. Jeszcze tylko nocny pociąg do Katowic, 1,5 godziny jazdy autobusem i w domu.

Informacje praktyczne, czyli bankructwa nie będzie

Pieniądze
Jadąc do Skandynawii niestety jesteśmy zmuszeni posiadać aż 3 różne waluty. W Norwegii i Szwecji są to korony norweskie i szwedzkie, w Finlandii - euro. Jeżeli planujemy jeszcze przejazd przez Danię, także korony duńskie. Wydaje mi się, że najlepszym miejscem do kupna powyższych walut jest Świnoujście, gdzie ceny są znacznie niższe niż w głębi kraju np. Katowicach.

Przejazd
Jak już wcześniej pisałem, po Skandynawii poruszaliśmy się autostopem. Pozostaje jedynie problem dostania się na Półwysep Skandynawski. Studencki bilet Świnoujście - Ystad to w dwie strony ok. 300 zł. My (korzystając z dofinansowania uczelni) wykupiliśmy bilet grupowy (min. 15 osób), w jedną stronę ok. 60 zł. Dla podróżujących samochodem ceny są następujące: l os. + auto jakaś tam cena, 2-5 os. + auto jakaś tam cena – niezależnie, czy osób jest 2 czy 5. Tak, więc jeśli zobaczysz samochód z tylko dwoma pasażerami, warto ich poprosić o wwiezienie na pokład i dopisanie do listy pasażerów. Ich to nic nie kosztuje.

Ile to właściwie kosztuje ?
Koszt całego 40 dniowego pobytu w Skandynawii zamknął się dla mnie w kwocie ok. 570 zł (rok 2002). Oto szczegóły:
jedzenie z Polski:
20 konserw mięsnych 170 zł
czekolady, batoniki, ciastka 50 zł
15 kiśli 7 zł
serki do smarowania20zl 20 zł
masło 3,3 zł
przejazdy:
Świnoujście - Ystad 60 zł
Bodo – Lofoty 100 NOK 55 zł
Gedster - Rostock 5 euro 20 zł
pamiątki:
T-shirt ze Sztokholmu 60 SEK 27 zł
figurka Łosia 40 SEK 18 zł
widokówki – 2 kartki + znaczki 36 SEK 20 zł
wejście do Muzeum 35 NUK 19 zł
nocleg w chatce Mukebu 100 NUK 55 zł
jedzenie na miejscu – 200 zł chleb, pomidory, keczup, jajka, cebula, lody, soki

Praktycznie całą sumę na jedzenie na miejscu miałem z butelek. Już to tłumaczę. Otóż w całej Skandynawii, w każdym sklepie, stacji benzynowej skupowane są butelki PET po napojach. Za 1,5 l butelkę dostaje się 2,5 korony w Norwegii, 4 korony w Szwecji. Za półlitrowe butelki i puszki po jednej koronie. Tak, więc korzystając z okazji zawsze trochę tych butelek staraliśmy się zebrać – myślę, że się opłacało.

Jeszcze kilka uwag na sam koniec:
korzystaliśmy głównie z przewodników Pascala oraz artykułów z "Podróży" i różnych innych magazynów, jeżeli planuje się pobyt zarówno w Norwegii jak i w Szwecji to warto najpierw - mając jeszcze zapasy jedzenia z Polski - wjechać do Norwegii, bo jest droższa od sąsiadki, poruszanie się autostopem po Skandynawii, nie jest wcale takie trudne jak się powszechnie uważa. Ja jeździłem z dwoma dziewczynami, a więc w trójkę i najdłużej staliśmy 4 godziny; średnio 0,5 h, zgodnie ze Skandynawskim prawem namiot można rozbijać wszędzie, gdzie się tylko da (dokładnie 100 m od zabudowań). My z tego korzystaliśmy śpiąc m.in.: na placu szkolnym w Oslo, lasku okalającym twierdze w Trondheim, parkach miejskich w Bodo, Narwiku, Kirunie i Sztokholmie, Skandynawia to raj dla grzybiarzy. Grzybów jest multum i praktycznie, co drugi dzień mieliśmy ciepłą kolację z grzybami. Odpowiedzialni za to są „tubylcy", którzy podobnie jak Niemcy nie jedzą grzybów, ceny na miejscu, które zapamiętałem: (w NOK-ach) chleb 5; keczup 0,5 L - 10; 1 kg pomidorów 20; lody 1L - 20; sok 1L - 8/1,5 L - 10; cebula 1 kg - 4; jogurt do picia 0,5 L 10; Mars, Snickers 8; 6 jajek 10; duża pizza 200; zaznaczam, iż są to ceny najniższe, jakie widziałem. Np. na Lofotach chleb kosztował 15 NOK. W Szwecji ceny niższe o ok. 20 %. przy dzwonieniu na Poland Direct, niestety trzeba wrzucić monetę 5 NOK lub 5 SEK (nie jest ona zwracana).

Oslo - Park Vigelanda, Marcin F.
Sztokholm, Marcin F.
Szwecja - Sztokholm, Marcin F.
Szwecja - Masyw Kebnekaise, Marcin F.
Grań Bassagen, Marcin F.
Lofoty - chatka Mukebu, Marcin F.
Lofoty- Reine, Marcin F.
Północne koło podbiegunowe, Marcin F.
Muzeum Lodowców, Marcin F.
Norwegia - jaskinia Setterrotta, Marcin F.
Norwegia - Gronligrotta, Marcin F.
Norwegia - Lodowiec Svartissen, Marcin F.
Trondheim - Katedra Nidaros, Marcin F.
Norwegia - droga Troli, Marcin F.
Norwegia - jezioro Giende, Marcin F.
Galdhoppigen, Marcin F.
Avatar użytkownika Marcin F.
Marcin F.
Komentarze 4
2002-08-19
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika RozaWiatrow_pl
RozaWiatrow_pl
29 październik 2014 14:25

Jak bardzo drogie może być? Podaj szczegóły bo temat jest interesujący i bardzo ciekawi mnie jak to wszystko prezentuje się pod względem cenowym,im więcej informacji tym oczywiscie lepiej.

marcinw7982
21 wrzesień 2014 17:40

Potwierdzam że podróżowanie po Skandynawii nie musi być drogie, wybrałem się w taką podróż w tym roku i rzeczywiście stosując się do rad umieszczonych powyżej dojechałem do Nordkappu i wracałem przez Finlandie za ponad 300 złotych. Żałuję że nie wstąpiłem na Lofoty 🙂 Zapraszam na http://witaodkrywaswiat.blogspot.com/ przedstawiam historie wyprawy na Nordkapp.

Ostatnio edytowany: 2014-09-21 19:27

Avatar użytkownika łukasz i Gocha
łukasz i Gocha
31 grudzień 2008 12:31
fajna wycieczka i niezła galeria 🙂
Avatar użytkownika Anna Piernikarczyk
Anna Piernikarczyk
31 grudzień 2008 09:22
Kolejna fajowa wycieczka, czekamy na więcej 😉

Wycieczka na mapie

Zwiedzone atrakcje

Katowice

Oslo

Park Narodowy Jotunheimen

Jostedalsbreen

Trondheim

Park Narodowy Saltfjellet-Svartisen

Bodo

Lofoty

Narwik

Abisko

Kiruna

Nikkaloutka

Rovaniemi

Sztokholm

Kopenhaga

Katowice

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024