Pierwszy odcinek: Rabka Zdrój-Maciejowa 4 km
Zimny poranek w Żywieckim zwiastował całkiem niezłą pogodę na górską włóczęgę. Z Żywca wraz z Dominikiem, Zdzisiem i Grzesiem ruszyliśmy o 5:30. Już przed Zakopianką zaczął dzwonić telefon od Bożenki i Jacka, którzy byli już w Rabce i wyczekiwali na nasz przyjazd. Mało tego nawet szukaliśmy się jakiś czas po bezdrożach Rabki 🙂 Najpierw namierzyliśmy Bożenkę i Łukasza, a później Maćka, Jacka, Rafała i Gosię. W pełnym składzie ruszyliśmy czerwonym szlakiem o 7:40. Piękne Gorce na dzień dobry odsłoniły nam widok na Babią Górę, która prezentowała się fantastycznie tego poranka. Przodownicy pierwszego odcinka szybko niknęli za zakrętami szlaku. Idąc z nogi na nogę przypominałam sobie ten dzień, w którym w pocie czoła wchodziłam na Turbacz…broń Boże nie były to wcale złe wspomnienia tylko przemyślenia nad tym, jak bardzo miłujesz to co robisz…tak chyba jest z każdą pasją, którą się ma… Podchodząc pod Maciejową wyłoniły nam się cudowne Tatry…wspaniale było znowu na nie patrzeć… Kilka fotek i pierwszy odpoczynek połączony ze śniadankiem w klimatycznej bacóweczce…Tutaj też spotykamy pierwszych Wyrypiarzy pooznaczanych śnieżynkami 🙂 Jak zwykle chwile w schronisku w takim towarzystwie mijają bardzo sympatycznie 🙂

Drugi odcinek: Maciejowa-Bardo-Jasionów-Olszówka 10 km
Z czerwonego szlaku odbijamy na szlak zielony w kierunku Bardo. Wędrówka wiedzie nas tym razem przez las-pięknie ośnieżony. Dominik i Grzesiu odstawili nas nieco i spotkamy się z nimi dopiero w schronisku na Luboniu Wielkim. A my z nóżki na nóżkę przemierzamy ośnieżone szlaki Gorców. Wiodący nas szlak zmienia się w żółty asfaltowy, co trochę odbiera nam powera w nogach, ale nie tracąc humorów wspominamy zeszłoroczną Wyrypę w Beskidzie Żywieckim…brakuje nam w ekipie tylko Pawła i Czarka… Opowiadamy o planach na bieżący rok i o tym ile jeszcze przed nami 🙂 W oddali podziwiamy górujący nad Rabką-Zaryte Luboń Wielki…już bliżej niż dalej 😉 Dochodzimy do centrum Olszówki, gdzie korzystamy z okazji by odpocząć nieco przy tamtejszym sklepiku. Dołącza do nas czteroosobowa grupa innych wyrypowiczów, robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej po krótkiej pauzie na trasie. Niestety dalej zasuwamy asfaltem…

Trzeci odcinek: Olszówka-Skaliste-Rabka-Zdrój Zaryte 14,3 km
Analizując na postoju rezygnujemy przemierzanie wsi Olszówka i skracamy nieco trasę, co i tak nie wiążę się z porzuceniem drogi asfaltowej…i tak wędrujemy aż do Rabki Zaryte…idąc wspominam z Łukaszem nasze zejście z Lubonia i ostatnią przeprawę przez pobliskie góry do Rabki-Zdroju…Drewniany Kościółek jak stał tak stoi i prezentuje się pięknie na tle okolicznych pagórków. W Zaryte spotykamy się z Elą, która wraz z nami zmierzy się z kolejnymi odcinkami Wyrypy. Ela wraz z Bożenką szaleją na wyższych wysokościach niż Rysy i zdradzają nam, że w tym roku również zamierzają wspiąć się na piękny szczyt Ararat … ach tyle werwy w tych dziewczynach ma mało kto 🙂 Zaczynamy wędrówkę żółtym szlakiem na Luboń Wielki…w myślach już wiem co mnie czeka, wspominając wejście czerwonym szlakiem na tą piękną górkę…



Odcinek czwarty: Rabka-Zdrój Zaryte- Luboń Wielki 17,8 km
Słoneczko nam przypieka, niebo się pięknie wyjaśniło…zaczynamy z siebie zrzucać większą ilość ubrań, co by nie umrzeć z przegrzania 🙂 Wolnym tempem ruszamy do góry. Łukasz, Gosia i Rafał sporo nas wyprzedzili, a nasza reszta trzyma się w grupie. Mijają nas kolejni Wyrypowicze, kilka zdań wymienionych na szlaku i nie opuszczający nas humor poprawia tą mozolną wspinaczkę. Tuż przed szczytem staje na szlaku gołoborze, a widok z tego miejsca …ach…Tatry…piękne, ośnieżone i blask Słońca…najchętniej człowiek by usiadł i już nie wstawał…Wędrówkę utrudnia topniejący się śnieg, więc zaczynam czuć mięśnie i niestety nasilający się ból stóp…chyba moje buty znowu dają mi w kość. Na gołoborzu doganiam Gosię i Rafała i tak wspólnie docieramy do schroniska…i w końcu coś widzę z Lubonia 🙂 Jestem pod ogromnym wrażeniem tej pięknej panoramy…Odpoczywam trochę i wchodzę do środka…chłopaki jak byli tak są-skład schroniska się na szczęście nie zmienił 🙂 Kotek jak się łasił tak się łasi…wpis upamiętniający nasze MSB z Łukaszem udało się odnaleźć, ale nade wszystko ucieszyła mnie rozmowa z chłopakami z obsługi…wspominaliśmy nasz majowy wieczór spędzony przy śpiewach i gitarze…ach cudownie. Robimy dłuższy postój 🙂 Posilamy się pysznościami i delektujemy się klimatem schroniska 🙂 Zostałabym już tutaj…Umawiam się jednak na marcowy weekend z Sebą, a Dominik z Grzesiem oczywiście ruszają pierwsi…będzie ognicho 😉 Złożyliśmy wpis...Żal odchodzić….

Odcinek piąty: Luboń Wielki-Przełęcz Glisne 20 km
Jakoś się nam atmosfera w grupie poluźniła… jak zwykle obstawiam tyły. Pięty już mam obtarte…każdy krok sprawia mi ból…wchodząc na czerwony stwierdzam, że nie będę się zbytnio przemęczać…wyciągam jednorazówkę z plecaka i śmigam na dół 😉 Rafał i Gosia również robią to samo 😁 zaczyna się prawdziwa zabawa i ubaw po pachy 😁 w szybkim tempie doganiam Bożenkę i Zdzisia… prędkość osiągam zawrotną i miejscami, w szczególności na zakrętach aż obawiam się o życie 😁 Końcówka oczywiście skończyła się pięknym piruetem i wywrotką 🙂 Zjazd z Lubonia koniecznie muszę powtórzyć. Pozbierałam się z gleby i już dobiega do mnie zapach ogniska…a więc kolejną przerwę czas zacząć, a nic nie smakuje lepiej jak boczuś i kiełbaska z ogniska, popijana kawą i innymi pysznościami 😉 Rozprawiamy na tym co dalej robić. Część z nas już ma pierwsze mniejsze, większe kontuzje i w części z nas zapał do dotrwania do mety spada…Ruszamy dalej ok. godziny 16…analizujemy i robimy kolejny lekki skrót…

Odcinek szósty: Przełęcz Glisne-Raba Niżna- Olszówka Nawieśniaki 25,3 km
Zamiast asfaltem ruszamy ścieżką wydeptaną w bok…zanim jednak zejdziemy niżej mała sesja na polance 😉 Schodząc w dół zaczyna się zachód Słońca….i coś jeszcze…szlak pełen błota…do Olszówki byliśmy cali umorusani i pod koniec tego odcinka padły decyzje, kto idzie dalej, a kto przerywa. Z powodu kontuzji z grupa zdobywającą cała trase odłączyłam się ja, Łukasz, Dominik i Zdzisiu. Reszta ruszyła dalej i zniknęła nam w mroku po ciepłym pożegnaniu.



Nasza czwórka dzielnie przemierzała kolejne km asfaltu by w końcu wpakować się do busa zmierzającego do punktu startu. Dla mnie osobiście ostatnie odcinki były najgorsze i doczekać się nie mogłam kiedy zrzucę z siebie buty i dam wytchnienie odgniecionym stopom. Przemierzając miasteczko pogrążone w dalszym ciągu w świątecznym nastroju dostaliśmy telefon od Rafała, że z Gosią zarządzają odwrót również z powodu kontuzji. Wpakowaliśmy się do auta i na przystanku busów pozostawiliśmy Łukasza. W trójkę pognaliśmy do domków napełnieni energią duchową gór. Nasi kompanie dotarli na Turbacz grubo po północy i na mecie stawiły się Bożenka i Ela przed 7 rano.
Oczywiście wszystkim, którzy wzięli udział w wydarzeniu składam gratulację, bo warto było po prostu być 🙂 Trasę zamierzam powtórzyć również ciągiem, ale na pewno w innych butach, a te będą bardzo przydatne na kolejne górskie wojaże…oczywiście wraz z moją wspaniałą ekipą do górowania 🙂

Link do trasy wyrypy:
http://mapa-turystyczna.pl/route/zyjg

















