szlakiem dzikiej przyrody - Załęczański Park Krajobrazowy (Raciszyn, Lisowice, Zajączki, Krzepice, Troniny)

, Magdalena

Tym razem postanowiliśmy poznać rejon Załęczańskiego Parku Krajobrazowego, do czego zachęciły nas zdjęcia, na których widzieliśmy piękne tereny z Wartą w roli głównej. W pierwszym punkcie naszej eskapady jesteśmy dopiero o 11.30. punktem tym jest zalew w Ostrowach, ponieważ tamtędy przejeżdżamy zatrzymujemy się na chwilę … zalew został oddany do użytku w 2003 roku. sporej wielkości zbiornik, który osadzony jest w ładnym otoczeniu, pozwala na zaczerpnięcie spokoju i obcowanie z naturą. Przepływa tędy biała Oksza, która łączy się z Liswartą. Nazwę Ostrowi wymienia już Jan Długosz w XV wieku w swoim Liber Beneficiorum Dioecesis Cracoviensis. My na teren zalewu wchodzimy w miejscu, w którym znajduje się tama, więc poza Obrzeżami, możemy przejść się pomiędzy dwoma zbiornikami wody, ale wietrzysko niemiłosiernie dmie do tego stopnia, że dech zapiera. Dużo czasu tam nie spędzamy, bo dalsza droga przed nami. Choć w tą pogodę chciałoby się posiedzieć w takim miejscu … kierujemy się wprost na Działoszyn już bez przystanków po drodze. Zjeżdżamy w miejscowość o nazwie Raciszyn i tam parkujemy auto. Tutaj podejmujemy próbę wejścia na czerwony pieszy szlak, prowadzący przez Lisowice do Załęczańskiego Parku. Nie do końca nam się to jednak udaje, przynajmniej na początku 😉 najpierw władowaliśmy się w ścieżkę łąkową, która stopniowa przestawała wyglądać jak szlak i robiła się coraz bardziej bujna … idziemy dalej aż tu okazuje się że doszliśmy do dość ruchliwej ulicy – tego nie było w planie. Z mapy wynika, że wyszliśmy w Kolonii Lisowice, a po drodze znajdujemy trzy kanie 😉 zostawiamy je jednak, ponieważ nie mamy szans donieść ich w plecaku mając jeszcze kawałek drogi przed sobą… zwłaszcza, że musimy zawrócić i znaleźć właściwy szlak, ale wiedząc gdzie jesteśmy, widzimy, że idąc cały czas prosto, wyjdziemy na szlak i innej możliwości nie ma. Tak też się stało, jeszcze kawałeczek i docieramy do Lisowic. Nadrobionej drogi nie możemy jednak żałować, ponieważ znaleźliśmy się wśród naprawdę dzikiej natury i pięknych motyli. W Lisowicach znów poszukiwanie właściwej ścieżki. Na początku widzimy tylko most, po którego obu stronach widzimy dziką Wartę, a nasza ścieżka rozpoczyna się przed owym mostem. Wkraczamy … od początku widać, że króluje tu niczym nie zmącona rzeka meandrując obie swobodnie wśród dzikiej zieleni. Ścieżka prowadzi tuż przy brzegach i jest ona raczej torem przeszkód z bagienkami przez całą szerokość i powalonymi drzewami, pomiędzy którymi trzeba przechodzić. W jednym miejscu schodzimy do korytka obecnie suchego. Rzeka po lewej rzeka po prawej rozlewisko na wprost … ciekawe zjawisko – trzeba przyznać. Dalej właściwie nie ma co opisywać, bo wciąż by trzeba powtarzać to samo. Dochodzimy do momentu gdzie widoczny jest próg na rzece i wracamy, ponieważ mamy już godzinę 16, a to nie koniec … chwała za brak komarów, ale … człowiek zaczyna tęsknić za nimi, gdy zostaje otoczony przez roje końskich much, od których nie jest w stanie się uwolnić … koszmarek. Wracając docieramy do znajomego mostu i tutaj znajdujemy właściwą ścieżkę z Lisowic do Raciszyna, prowadzącą dalej wzdłuż rzeki, dzięki udaje nam się minąć zasłyszany kamieniołom wapieni oraz wapiennik – prymitywny piec do wypalania wapna, znalezionego w nadwarciańskich dolinach w okolicy Działoszyna. Bez problemu docieramy do auta. Chcąc zaoszczędzić czas podjeżdżamy w inna okolicę parku, Mianowice w okolice Tronin. aby tam dojechać musimy minąć znaną nam już Kolinię Lisowice, przypominamy sobie o pozostawionych na pieńku kaniach ... wyiadamy, a one nadal leżą jakby czekały na nas, więc mając już auto nie zastanawiamy się tylko zabieramy na kolacyjkę 😉 docierając do Tronin nie skręcamy w 'główną' ulicę, tylko kierujemy się dalej czerwonym pieszym szlakiem i skręcamy dopiero w kolejną drogę, którą można uznać za ulicę … :] znajdujemy się betonowym placu przed nami jakieś ruiny, dalej betonowa ścieżka i dalej widać ruiny … myślimy, czy oby na pewno to jest dobry pomysł żeby iść tamtędy, ale wygląda na to, że nie mamy wyjścia, chcąc dojść do celu, ponieważ z mapą wszystko się zgadza … a celem tym były zakola Warty i Granatowe Źródła. Najpierw Warta … idziemy ścieżką dalej mijamy jakieś chatki, być może letniskowe … schodzimy na ogromną łąkę, a rzeki nie widać, pytamy panią, która mówi, że mamy iść dalej, a będzie 😉 no i się znalazła. … odcinek bardzo malowniczy, zwłaszcza z promieniach już obniżającego się słońca, mamy w tym momencie godzinę 18.30, więc zbieramy się z powrotem i pytamy jak dotrzeć nad źródło … znów ta sama pani i jej mąż tłumaczą nam jak tam dotrzeć. Idąc za ich wskazaniami udaje się, jest tam nawet tabliczka trochę zdewastowana i strzałki i oznaczenia których wcześniej nie widzieliśmy. Tabliczka mówi, że mamy do czynienia z pomnikiem przyrody – wywierzyskiem krasowym, tryskającym z krawędzi terasy doliny Warty. Nazwa pochodzi od zabarwienia krystalicznie czystej wody. Dowiadujemy się, że jest to jedyny przykład na jurze (mowa o jurze, ponieważ teren ten leży na terenie regionu nazwanego Jurą Wieluńsko-krakowską) pulsujących źródeł terasowych. Niestety nie mieliśmy okazji zaobserwować tryskającej wody z dna zbiornika, ale kolory były zachwycające mimo, że starorzecze częściowo zarośnięte. Dla mnie osobiście dodawało to uroku całemu krajobrazowi. Fragment rzeki, który w tym miejscu odwiedziliśmy, to Wielki Łuk Warty, który ma 40 km długości ! konkretnie ten odcinek jest nazywany Załęczańskim lukiem Warty, który zaczyna się od Góry Świętej Genowefy.

Sam ZPK został utworzony w 1978 roku. był on pierwszym parkiem krajobrazowym w tym rejonie polski. Park obejmuje tereny leżące w zakolu rzeki Warty, tzw. Łuk Załęczański, oraz przełomy Warty przez Wyżynę Wieluńską - Działoszyński i Krzeczowski. W obrębie parku znajduje się kilka rezerwatów (do których mamy zamiar wrócić), jaskinie (również nas interesujące 😉 oraz wiele ciągów szlaków pieszych, konnych, rowerowych i edukacyjnych.

, Magdalena
, Magdalena

Wracamy przez Parzymiechy, ale nie zatrzymujemy się, kierujemy się na Krzepice, ale po drodze zaciekawia nas kościół w Zajączkach, więc stajemy… jak się okazuje wcale nie jest zabytkowy ani nawet zbyt stary… Choć wieś datuje się na XIV wiek, o kościele jest mowa dopiero w 1565 roku i to drewnianym pod innym wezwaniem niż obecne (obecnie św. Franciszka z Asyżu) – św. Zygmunta. Kościół drewniany stoi 200 lat ! do budowy nowego kościoła przystąpiono dopiero w 1 poł. XX wieku. Jedziemy do Krzepic. Tutaj od razu kierujemy się do ruin synagogi oraz na cmentarz żydowski. Synagoga to trwała ruina bez dachu zniszczona podczas wojny, pierwotnie wybudowana we wsi Kuźniczka (dziś Krzepice). To, co w niej jeszcze ciekawego można dostrzec, to tabliczka nad wejściem z gwiazdą Dawida, podtrzymywaną przez dwa lwy, które są w komponowane w hebrajski napis: "O jakimże lękiem napawa to miejsce! Nic tu innego, tylko dom Boży i brama do nieba". Natomiast wewnątrz zachowała się wnęka na Aron ha-kodesz, czyli szafę ołtarzową do przechowywania zwojów Tory. Kirkut zachowany dość dobrze. Powstał na przełomie XVII/XVIII wieku. Najstarszy zachowany obecnie nagrobek pochodzi z 1740 r., ostatni - z 1946 r. Większość inskrypcji na macewach jest wyryta w języku hebrajskim, istnieje jeden nagrobek z polskim tekstem. Krzepicki cmentarz jest unikatowy. Jest to jedno z największych skupisk żeliwnych macew w Europie - tych osobliwych nagrobków było tam ponad czterysta sztuk. Na terenie Polski takie nagrobki występują jeszcze tylko w Warszawie, Radomsku i Międzyrzeczu. Większość z krzepickich macew żeliwnych była wykonana w hucie Kuźnicy Starej, która w XIX w. przez pewien czas znajdowała się w rękach Żydów. Niestety po wojnie kirkut ten ulegał stopniowej dewastacji. Zdarzały się przypadki kradzieży żeliwnych macew i wywożenia ich do punktu skupu złomu. W 1997 r. pierwszą próbę ratowania nekropolii podjęła polska młodzież zrzeszona w Polskiej Unii Studentów Żydowskich, przełomowym rokiem dla krzepickiej nekropolii był rok 2000. Wówczas to młodzież ze szkół średnich z Warszawy i Krzepic oraz podopieczni pana Jerzego Fornalika ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Borzęciczkach dokonali gruntownej renowacji obiektu. Niemal wszystkie żeliwne macewy zostały wówczas podniesione - a czasami wykopane - z ziemi, ustawione, oczyszczone i pomalowane.

Na tym kończy się nasz dzień wycieczkowy … planujemy tu jeszcze wrócić zaznajomić się z innymi ciekawostkami tego rejonu.

zalew w Ostrowach, Magdalena
zalew w Ostrowach, Magdalena
, Magdalena
wkraczamy na dzikie ścieżki jeszcze nie park krajobrazowy, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
wkraczamy na ścieżkę wiodącą wzdłuż Warty na terenie załęczańskiego parku krajobrazowego, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
wracamy włąściwą ścieżką mijając kamieniołom w Lisowicach, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
Zajączki, Magdalena
Synagoga w Krzepicach, Magdalena
, Magdalena
cmentarz żydowski w Krzepicach, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
Avatar użytkownika Magdalena
Magdalena
Komentarze 6
2015-07-13
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Tadeusz Walkowicz
Tadeusz Walkowicz
22 sierpień 2015 15:35

Piękne zdjęcia i okolica. Byłem w tych okolicach .... kiedyś.

Avatar użytkownika Lucy i Tom
Lucy i Tom
17 sierpień 2015 10:57

Przepiękne zdjęcia i piękny zakątek naszego kraju. Niestety pierwszy raz o nim słyszę. A szkoda... 

Avatar użytkownika Anna Piernikarczyk
Anna Piernikarczyk
17 sierpień 2015 08:17

Cudnie, kiedyś w czasach harcerskich w tych okolicach byłam, co do bąków - końskich much czy giezów, które nazywami gzikami, to faktycznie koszmar, Łukasz jest na nie uczulony i jak ugryzą to ma 3 dni bułę jak faktycznie bułka 🙂 A nawet bez uczulenia są przykre, my na Podlasie pojechaliśmy z cała kosmetyczką przeciwko owadom, ale na Czerwonym Bagnie w BPN niewiele to pomogło, szok! Też zatęskniłam za komarami, choć w pewnym momencie nie było much, a właśnie komary

Avatar użytkownika Roman Świątkowski
Roman Świątkowski
17 sierpień 2015 06:58

ciekawy opis, a zdjęcia ... bąba

pozdrawiam.

Avatar użytkownika Maciej A
Maciej A
16 sierpień 2015 12:36

Fajna przyroda,

raz tam byłem krótko, niedaleko mam...

pozdrawiam

Avatar użytkownika Danusia
Danusia
16 sierpień 2015 08:24

Bardzo piękne krajobrazy :-) Zupełnie nie znam,nawet nie słyszałam o tym zakątku naszego kraju. Wspaniale,że tworzy się takie parki chroniące naturalne krajobrazy. Co do much końskich to na własnej skórze boleśnie odczułam ich tegoroczną inwazję,aczkolwiek komary też nie odpuszczały.

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024