Czarne Wesele nawiązuje do dawnej tradycji wspólnego wydobywania torfu w okolicach jeziora Gardno i Łebsko. Tereny wokół jezior są bagniste i podmokłe. W maju wody stały na tyle nisko,że można było bezpiecznie kopać bryłki torfu,po to,by po osuszeniu wykorzystywać je jako opał. Całymi więc dniami ,mężczyźni z całej wsi kopali torf w pobliżu zagród,a kobiety w tym czasie szykowały jedzenie. Wieczorami następowało wspólne biesiadowanie i świętowanie. Radość jak na weselu,że dzięki zapasom torfu,będzie można przetrwać zimę.
Obecnie skansen w Klukach przypomina Czarne Wesele podczas majówek . W tym czasie odbywają się tam kiermasze rzemiosła i rękodzieła i trwa festyn folklorystyczny. Ponadto można zwiedzać zagrody i obserwować dawne ,codzienne czynności wykonywane w gospodarstwie,dziś już zupełnie nieznane lub zapomniane.

Choć 1 maja w tym roku był wyjątkowo chłodnym i deszczowym dniem,wybraliśmy się do Kluk ,by uczestniczyć w Czarnym Weselu. Było co oglądać. Na licznych stoiskach prezentowali swe produkty rękodzielnicy i rzemieślnicy. Dodajmy,produkty nie tylko lokalne,ale także np. litewskie. Z radością zakupiłam pyszny litewski ser smakowy z czosnkiem i kminkiem oraz kindziuk. Obeszliśmy stoiska delektując się smakowitymi zapachami domowych ciast i racuchów, wędzonek oraz grochówki. Skusiliśmy się na pajdę domowego chleba ze smalcem ze skwareczkami i ogórkiem kiszonym, mniaaam. Poza tym można było zakupić lub obejrzeć wyroby z tradycyjnym haftem kaszubski, produkty pszczele z lokalnej pasieki,wyroby wikliniarskie, bursztyniarskie i artystyczne. Można było także obejrzeć prace plastyczne rodzimych artystów malarzy i rzeźbiarzy oraz posłuchać regionalnych zespołów ludowych.
A potem wędrowaliśmy od chaty do chaty zwiedzając wnętrza kaszubskich domostw. Przed jednym z nich trafiliśmy na występy folklorystycznego zespołu dziecięcego. Dzieciaki świetnie zaśpiewały po kaszubsku ,między innymi znany „Kaszubski alfabet”. Tuż obok stolarz pokazał wyrabianie „ butów” dla koni. Takie buty ,czyli klumpy zakładano tu kiedyś koniom na tylne nogi,by nie zapadały się podczas wędrówek po podmokłych łąkach i torfowiskach. Obejrzeliśmy też pokazy plecionkarstwa ,skręcanie powrozu,tkanie makatki,przędzenie na kołowrotku, ubijanie masła w maselnicy, maglowanie,a także pranie za pomocą tzw. dzwonu. Kulminacyjnym pokazem było oczywiście kopanie torfu i układanie równiutkich torfowych brykiecików w stosy. Wszystko to było nie tylko ciekawą podróżą w czasie,ale także interesującym sposobem na spędzenie majówki.

Przy okazji odświeżyłam sobie w pamięci skansen,bo choć byłam tu już wielokrotnie,to jednak było to już wiele lat temu. Tutaj czas jakby się zatrzymał, w pozytywnym rozumieniu tego określenia. To jak „zatrzymanie w kadrze” i „ocalenie od zapomnienia” fragmentu dawnej,kaszubskiej codzienności. Lubię takie miejsca,gdzie zaczyna pracować wyobraźnia przenosząc nas w przeszłość.
Na zakończenie kaszubskiej wyprawy nakupiliśmy sobie domowego ciasta od miejscowych gospodyń,by zaraz po powrocie do domu delektować się nimi przy kawie. Delicje,polecam.









































