Ktoś mógłby pomyśleć, co u licha można robić dwa tygodnie zimą nad Bałtykiem? Fakt, jeśli ten ktoś jedzie nad morze w poszukiwaniu gwaru, dyskotek i towarzytwa, o tej porze roku tego tam nie znajdzie. Łeba robi wrażenie wymarłej - większość sklepów, restauracji, smażalni itp. jest pozamykana na "głucho". Ale nam to zupełnie nie przeszkadza.
Każdy dzień po śniadaniu (jednak dwa sklepy spożywcze są otwarte i jedna piekarnia z przepysznymi drożdżówkami) wychodziliśmy na plażę - ubrani jak na srogą zimę. Za to byliśmy jedynymi spacerowiczami i mieliśmy cały piasek dla siebie. Szczególnie z tego faktu był zadowolony syn. Mógł kopać ile dusza zapragnie. Czasami robił zamki z piasku, innym razem ze śniegu, a jeszcze kiedy indziej z mieszanki jednego i drugiego.
Sporadycznie można tylko spotkać rybaka, który akurat nie wypłynął w morze (bo sztorm). Chodził z nudów po plaży w poszukiwaniu "skarbów". Czasami udaje się znaleźć jakiś bursztynek. Innym razem złoty łańcuszek, parę złotych lub zegarek - "pozostałości" po letnich turystach.
Morze, jakby w podzięce za nasz trud , nagradzało nas ferią barw i zmiennością swego oblicza. Praktycznie każdy dzień jawiło się w innej szacie. Raz, groźne i wzburzone sztormem, innym razem spokojne jak sadzawka. To sine i ponure i znów błekitno-złote, odbijając rozjaśnione słońcem niebo. Pewnego razu zastliśmy zamarzniętą aż po horyzont taflę lodu, by na drugi dzień zobaczyć pływające wszędzie kry. Najwięcej frajdy synowi sprawiało, gdy zamarznięciu uległy fale dobijające do brzegu. Utworzyły swego rodzaju pagórki, z których można było się ześlizgiwać.
Natomiast ja najmilej wspominam, jako fotograf-amator, pewien słoneczny dzień, gdy zastałem na plaży wszystko zakute w lód. Począwszy od kamieni i muszli na piasku, po falochrony w morzu. Naprawdę wielka to była uczta.
Nasze pobyty łączymy także ze zwiedzeniem najbliższej okolicy. Byliśmy na ruchomych wydmach w Słowińskim Parku Narodowym, w skansenie w Klukach i nad jeziorem Łebsko. Wdrapaliśmy się do latarni morskiej Czołpino oraz zobaczyliśmy pozostałości po niemieckich wyrzutniach rakiet V2. Widzieliśmy ruiny gotyckiego kościoła, który kiedyś stał w centrum Łeby, ale po wdarciu się morza do ówczesnego miasteczka, ludność była zmuszona opóścić swoje siedziby i przeniść się na teren dzisiejszego miasta.
W drodze powrotnej także, "zahaczamy" o ciekawe miejsca. Zobaczyliśmy min. magiczne kamienne kręgi w Węsiorach oraz zwiedziliśmy piękne miasteczko - Chełmno.
Można by tak pisać w nieskończoność. Ale nie chcę zanudzić szanownych krajtroterów, a i pora zrobiła się późna. Jeszcze tylko wrzucę parę fotek i już mnie nie ma.
Gorąco polecma nasze morze zimą. Nigdzie tak człowiek nie "doładuje akumulatora" jak na plaży, idąc w dal i wsłuchując się w jednostajny szum fal.












