W trasę ruszyłam dosyć późno, bo zebrałam się dopiero o 10:30 z domu. W wyznaczonym początku trasy-Żabnica Skałka byłam o 11:00 i licząc na jakiekolwiek widoki ruszyłam czarnym szlakiem w stronę Słowianki. Ilekroć razy nim schodziłam przeżywałam złość, że zejście jest tak strome-czemu musi być tak stromo!. Ku mojemu zdziwieniu o wiele lepiej się nim wychodzi niż schodzi, co jest swojego rodzaju wielka odmianą. Jak zwykle szlak od początku jest mocno zniszczony przez skończone robienie „autostrad” na tym odcinku. Wygląda to naprawdę imponująco-nie tak jak ostatnio kiedy tędy przechodziłam-czyli w okolicach listopada. Imponująco wyglądają oczywiście drogi, których w ogóle nie powinno w takich miejscach być…no tak postęp cywilizacji i dogadzanie człowiekowi…szkoda gadać- naprawdę. Na Słowiance zawiało pustkami. Spotykam przy stacji górskiej tylko 5 osób. Pogoda chyba większość ludzi dzisiaj odstraszyła.
Po 5 minutowym postoju ruszam czerwonym szlakiem na Rysiankę. Dochodzę do rozwidlenia szlaków-niebieski na Romankę i czerwony-czyli mój dzisiejszy obiekt do sprawdzenia i zdeptania 🙂 Od lutego to rozwidlenie zawsze kojarzy mi się z Wyrypą i ludźmi z którymi wtedy wędrowałam. Nachodzą mnie jednak mieszane uczucia, co do samego podejścia niebieskim pod Romankę- nigdy więcej 🙂 Szlak początkowo biegnie poziomo, aby po kilkudziesięciu metrach skręcić w lewo i piąć się do góry. Znowu przed oczami mam obraz nędzy i rozpaczy jaki roztacza się wokoło. Hektary wyciętych, powalonych drzew, potężne korzenie powywracane przez wichury, skały i biedne, połamane drzewa po ostatnich anomaliach pogodowych. Taki widok towarzyszy mi do ściany lasu, którą widzę przed sobą po 40 minutach drogi. A w lesie…dużo skał i zieloności 🙂 całkowita odmiana. Z lewej strony piętrzy się zbocze Romanki- potężne, skalne ściany aż straszą swoją wielkością, a z prawej totalna przepaść i ofiary wichur-powalone drzewa. Całość wygląda majestatycznie –a dodając do tego panoramę na Abrahamów i Słowiankę … ach wszystko układa się w piękny obraz. Dochodzę w końcu do sławnych łańcuchów, jedynych w Beskidzie Żywieckim-od zawsze chciałam przejść tym odcinkiem i w końcu mi się udało 🙂 Trochę tak nieswojo się wędrowało z myślą, że gdzieś na zboczach Romanki misie mają gawrę, a tu na szlaku czerwonym ani żywego ducha. Pierwszych turystów spotkałam dopiero na Hali Wieprzska. A co do samej Hali…wyglądała prześlicznie-nawet chyba nigdy jej nie zauważyłam z Pawlusiej (?) … w każdym bądź razie 5 minutowy spacer szlakiem na tym odcinku przywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech 🙂 Nie będę kłamać mówiąc, że bardzo chciałam gdzieś w oddali zobaczyć w takiej scenerii niedźwiedzia i cyknąć mu fotkę-oczywiście w przyzwoitej do czmychnięcia odległości 🙂 Wychodząc z hali szlak czerwony zmienia się w kamienistą, zrujnowaną leśną drogę na której niemiłosiernie się meczę, aby wyjść na ostatnią prostkę, prowadzącą mnie na wyjście na Halę Pawlusią. Wróciłam jeszcze z końca tekstu, aby dopisać niesamowite spotkanie z biegaczem, który biegł…boso 🙂 Nie zapytałam z wrażenia-po co, na co, czemu, gdzie jego buty? 🙂 hhh Jednak życzę mu powodzenia na zbiegu z Romanki ! Trasę musiał mieć niezłą, bo błoto utworzyło na jego stopach niezłe skarpety 🙂 co też ludzie nie wymyślą …. Pasje są przeróżne!

Stąd już rozpościera się piękny widok na zamglone Pilsko i ..łysą Rysiankę…coś mi się zdaje, że i tutaj wycinka drzew weszła w modę, ale po co i w jakim celu? Idąc do schroniska-obraz obok szlaku zmienił się nie do poznania…wycięto wszystko w pobliżu 50 m 😢 wygląda to okropnie smutno. Przy schronisku prawie nikogo nie ma i cieszę się na myśl o spokojnej kilkuminutowej przerwie. Tym razem Tatry mocno schowały się za mglistą pierzyną i jedyne co widziałam spod schroniska to lekko widoczne Bory Orawskie…
O 13:00 ruszyłam w stronę Lipowskiej i zastanawiałam się, którym szlakiem schodzić…żółtym na Radykalną czy zielonym…Postanowiłam, że dzisiaj zielony będzie moim towarzyszem drogi przez wzgląd na to, że dawno już nim nie wędrowałam, a że widoki z żółtego zapowiadały się marnie, nie było zbyt czego żałować…zostawię go na lepsze czasy 🙂 Zielony miejscami opada stromo, a gdzieniegdzie łagodnie sprowadza nas w dół. Przypomniało mi się pierwsze zejście tym szlakiem 🙂 dało mi w kość! Widoki poza szlakiem jak w całym Żywieckim wyglądają okropnie, jedynie panorama ze szlaku rekompensuje to, co zostało tak zdewastowane przez ludzi i czas. Na jednym odcinku odruchowo spojrzałam w górę i z wrażenia otwarłam buzię…nie pamiętam żeby na tym szlaku nad głową wisiały takie półki skalne…jednak nie dokładnie zbadałam ten szlak idąc tędy poprzednio. Wspaniałe wrażenie i imponujący widok. Musiałam przystanąć i uwiecznić to arcydzieło przyrody. Idąc dalej nareszcie zobaczyłam schronisko na Hali Boraczej i o dziwo…nie roiło się tam od kolorowych kropek jak w ulu 🙂

Po dojściu do schroniska zakupiłam oczywiście przysmak Boraczej- jagodzianki- i ruszyłam czarnym szlakiem przez las w stronę samochodu. Zejście szlakiem czarnym, górskim (nie asfaltem) dało mi popalić nieźle na kolana, ale wolę to niż wędrowania asfaltem po którym co po chwila ktoś zjeżdża i wyjeżdża.
O 16:10 byłam już przy samochodzie i szczerze…nieźle bolały mnie nogi…nie wiem czemu…



Link do trasy:
http://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=5538






































