Wspaniała całodzienna wycieczka jurajska ! Dominika spisała się wspaniale i już nie tylko autem od zamku do zamku, tylko na nogach szlakami... 🙂
Zaczęlismy od Kroczyc, szybkie wizyty nad zalewem w Siamoszycach, Kroczycach i w kościele w Kroczycach z kalcytowym ołtarzem i 500-letnią lipą pod świątynią.

Spod kościoła już widać nasz cel - Góra Zborów, byłam tam w czasie studiów i od tamtej pory tylko mogłam pomarzyć o bieganiu wśród skałek z wózkiem 🙂 No a teraz się udało, Dominice od rana opowiadałam, jak będzie biegać wśród skałek i jak sobie piknik na skałkach zrobimy 🙂 No i się zapaliła i biegała, tak biegała, że po południu już musieliśmy je obie dość mocno poskromić, bo nadal biegały a Dominika zmęczona już się na skałkach zaczęła ślizgać i padać co parę kroków.
No ale wracając do Góry Zborów, piekne miejsce, pełne białych skałek, z kolei skałki pełne wspinaczy. Wiosna to mało powiedzieć, my w krótkich rękawkach a oni bez koszulek nawet. Z góry widać daleko hen. Warto zrobić taką pętelkę od Góry Zborów przez las do Kruczych Skał, gdzie Jaskinia Głęboka się schowała. Przed tymi skałami powstało ciekawe lapiarium czyli skałki charakterystyczne dla tego regionu, ładnie opisane. To wszystko tuż pod Centrum Dziedzictwa w Podlesicach. Niestety Jaskinia jeszcze nieczynna, dopiero od kwietnia, jak co roku, ale byliśmy na to przygotowani.

Po Górze Zborów pojechaliśmy do Mirowa, najpierw zamek, nadal niedostępny i ogrodzony, choć już się wyłomek w płocie drewnianym "zrobił" i łażą co niektórzy po murach zamkowych. Tutaj pierwsze w sezonie lody, dzieci szczęśliwe! Marzył mi się już dawno ten szlak miedzy Bobolicami i Mirowem i tym razem się skusilismy. Tym samym zobaczyliśmy zamek w Bobolicach od strony, jakiej jeszcze nie znalismy. Niestety jeszcze nie sezon, magnesików nigdzie nie dostaliśmy, ale zamek jak zawsze urzeka 🙂 Ludzi na szlaku bardzo dużo, sezon szybko się rozpoczął w tym roku 🙂
Zanim wróciliśmy z powrotem do auta w Mirowie, słońce się już pochyliło, ale my nadal mamy plany. Najpierw Łutowiec, piękne skałki, znowu ze wspinaczami. Ta skała ze strażnicą, której już praktycznie nie widać, stoi obok, nie da się jej obejśc dookoła, bo są ogrodzenia z jednej strony. Ten Łutowiec to taka wioseczka, a skały praktycznie w samym jej "centrum", więc rzadcy tu dość turyści oblepieni są wzrokiem miejscowych.



Teraz straznica w Przewodziszowicach, ale po drodze jeszcze Sanktuarium w Leśniowie, kiedyś trafilismy na odpust, więc były tłumy dzis spokojnie weszlismy do środka. Napiliśmy się też ze źródełka.
W Przewodziszowicach do strażnicy trzeba znów iść , około 800 metrów, tu już sami byliśmy... choć wspinacze na skałkach jednak i tu się znaleźli. Straznica tutaj w znacznie lepszym stanie niż w Łutowcu, spora ściana się zachowała.

Chcieliśmy jeszcze pustelnię w Czatachowej odwiedzic, ale zależało mi na kueście, a już późno było, więc innym razem. Na kueście odwiedzilismy lipę Babkę 300 letnią, już tylko pół drzewa tu zostało, a kawałeczek dalej miejsce widokowe i piknikowe na kueście, z ruinami kościółka Św. Stanisława. To zakończyliśmy naszą wycieczkę.





































