Zapowiadała się piękna słoneczna i ciepła niedziela, więc grzechem by było siedzieć w taki dzień w domu. Pomysł na spędzenia tego dnia wziął się właśnie z Polskich Szlaków. Mąż kiedyś przeczytał relację z wejścia na Rusinową Polanę i postanowiliśmy na własne oczy zobaczyć piękno Tatr z tejże polany.
Wyjechaliśmy wcześnie, bo już po dziewiątej byliśmy na parkingu w Zazadniej a i tak nie byliśmy pierwszymi. Przywitała nas tam zima i temperatura trochę niższa jak u nas, ale słoneczko nam grzało więc przyjemnie się spacerowało. Do kościółka na Wiktorówkach szlak jest łagodny, choć z rana jeszcze pokryty warstwą lodu, trzeba więc było uważać. Przy kościółku krótki odpoczynek i chwila zadumy przy symbolicznym cmentarzu ofiar ludzi gór. Takie miejsca przypominają mi jacy jesteśmy bezradni z siłami przyrody. I co ważniejsze żeby mierzyć siły na zamiary.

Zimą mogę chodzić po Beskidach, ale Tatry Wysokie to już nie moja bajka, choć musi być tam wtedy także cudnie. A jak może być niebezpiecznie przekonaliśmy się na niby łagodnym dziesięciominutowym podejściu na już samą Rusinową Polanę. Za kościółkiem szlak prowadzi stopniami, które były całkiem oblodzone. Wszyscy kurczowo trzymali się barierek by jakoś się tam wdrapać. Z kolei w drodze powrotnej lepiej było iść obok schodów po trawie, z tym że śnieg na niej także był zlodzony z wierzchu, Łapało się więc drzewo za drzewem by jakoś zejść, a i przez kilka stopni na pupie też się zjechało niechcący.
Ale widok na Tatry z Rusinowej Polany był wart tego zachodu. Cała polana jeszcze w śniegu, Tatry także pięknie ośnieżone. I pomyśleć że gdyby nie ten portal nie wiedziałabym o takim miejscu. Myślę tam wrócić w maju z moją mamą. Będzie to dla niej prezent na Dzień Mamy. Już nie mogę się doczekać.
















