Tym razem przyjechaliśmy do Koszalina tylko i wyłącznie po to, by pospacerować po tym mieście. Przy wjeździe,jak zawsze,powitały nas Płonące ptaki,czyli rzeźba Władysława Hasiora znajdująca się na wzniesieniu przed budynkami Politechniki Koszalińskiej. Powstały w 1977r.Bliźniacza rzeźba ptaków stoi w Szczecinie przy amfiteatrze im.H.Majdaniec.
Zaparkowaliśmy w centrum i ruszyliśmy do parku im. Książąt Pomorskich. Miłe zaskoczenie znaleźć w ścisłym centrum miasta tak rozległe i zadbane tereny zielone. Z przyjemnością przechadzaliśmy się alejkami parku między stawem a, rzeczką Dzierżęcinką. Przez gałęzie drzew prześwitywały blade promienie grudniowego słońca,a my słuchaliśmy krzyku mew i karmiliśmy kaczki.

Wzdłuż parku ciągną się pozostałości murów obronnych,wspomnienie po znajdującym się tu niegdyś zamku książęcym.Podobnie jak w większości pomorskich miast tak i w Koszalinie starówka uległa znacznemu zniszczeniu podczas II wojny.W związku z tym zachowały się tu pojedyncze zabytkowe budynki i obiekty. Do takich niewątpliwie należy Domek Kata z XV wieku,gdzie niegdyś zamieszkiwał kat,który pełnił swoją powinność prawie do końca XiX wieku ,a egzekucje były przeprowadzane na tzw. Górze Wisielców. Obecnie w Domku Kata ma swoją siedzibę Teatr Propozycji Dialog.
Niedaleko parku trafiliśmy również na ciekawą cerkiew pw. Zaśnięcia NMP. Zmierzaliśmy jednak w stronę katedry Niepokalanego Poczęcia NMP,najważniejszego zabytku Koszalina pochodzącego z XIV wieku. Naprzeciwko katedry, na Rynku Staromiejskim wznosi się charakterystyczny,modernistyczny Ratusz. Wcześniejszy budynek ratusza oraz pobliskie zabudowania strawił w 1718r. wielki pożar. Ratusz i plac obecnie jest w remoncie ,więc niewiele go widać na zdjęciach.

Wracając z powrotem w stronę parku zajrzeliśmy na teren pięknego Pałacu Młynarza i młynu z XIX wieku. Mieści się w nim koszalińskie Muzeum Regionalne. A na placu przy muzeum można zwiedzać Skansen Jamneński. Można w nim oglądać charakterystyczne szachulcowe budynki z okolic jeziora Jamna i Łabusza oraz wsi Dąbki. Przy wejściu do muzeum kusi smakowitymi zapachami Gospoda Jamneńska,komponująca się z zabudowaniami muzealnymi.
Wróciliśmy do parku,kierując się na jego drugą stronę. Minęliśmy budynek Filharmonii Koszalińskiej i znaleźliśmy się blisko ciekawego architektonicznie koszalińskiego chipsa,czyli amfiteatru im.Ignacego Paderewskiego. To miejsce akurat dobrze znam. Przyjeżdżamy tu od paru lat na Koszaliński Kabareton. Podobno amfiteatr ten jest największym w Polsce tego rodzaju obiektem ze stałym dachem dla widowni liczącej ok.6 tys.miejsc.



Nasz koszaliński spacer trwał dobre dwie godziny. Minęły jednak jak chwila. Myślałam,że znam Koszalin,a jednak spotkało mnie tu parę sympatycznych zaskoczeń jak park książęcy, skansen i ciekawe muzeum. Ponieważ słońce chyliło się już ku zachodowi ruszyliśmy w stronę Góry Chełmskiej, by zdążyć wspiąć się na wieżę widokową zanim całkiem się ściemni. Najważniejszy cel spaceru czyli spalanie nadmiaru światecznych kalorii,został w dużej mierze osiągnięty.






































