2013.03.02-03 Narty na Jaworzynie Krynickiej
Będąc początkującym narciarzem…

W zeszłym roku zaliczyłem wraz z kolegami epizod przy okazji wyjazdu w Pieniny (narty w Białce Tatrzańskiej) i zgodnie z własnymi przewidywaniami uległem „zarażeniu”. Konsekwencją wciągnięcia w "to" był wyjazd do Krynicy. Z nami na podbój tras narciarskich ruszyła również Ania dla której miał to być narciarski debiut. Tak to znaleźliśmy się w Krynicy.
Zobaczyć Jaworzynę i…

Pierwsze spojrzenie na górkę trochę niepokojące, wygląda bardziej niż gotowa poturbować i obnażyć cieniznę świeżo upieczonego „miszcza”. Cóż, przecież bardziej doświadczeni narciarsko znajomi uprzedzali. Ale nie ma to jak wrodzony optymizm, co nas nie zabije to nas wzmocni, a ortopedów ucieszy (przecież historia Mokunki uczy że to znakomici organizatorzy wycieczek :-)&hellip😉. Ale plotę…
Stacja narciarska…



Nie mam porównań, ale infrastruktura narciarska jest dość rozbudowana i przyjemna dla oka. Tras narciarskich sporo, dość szerokich i o różnym stopniu trudności. Od takich dla pierwszych kroków do konkretniejszych. Jak na nasz kraj długości tras również więcej niż satysfakcjonujące. Sporo wyciągów zarówno orczykowych jak i krzesełkowych pozwala się dostać w różne miejsca góry, głównym środkiem transportu jest kolej gondolowa o dużej przepustowości. Sprzęt: łatwo wypożyczyć (jeśli nie posiadacie) w licznych wypożyczalniach przy głównym budynku, ze znalezieniem ewentualnie instruktora jazdy również nie będzie żadnego problemu. Trasy były wtedy dobrze przygotowane, jedynie na stromszych odcinkach po południu robiły się muldy (pewnie wprawnym narciarzom to niespecjalnie przeszkadza). Zarówno na górze jak i na dole jest gdzie się zatrzymać żeby coś zjeść, odpocząć i ogrzać się. Naprawdę mi się tam podobało
Otoczenie…

Nie byłbym sobą gdybym nie zwrócił uwagi na urodę otoczenia i krajobrazów widocznych z Jaworzyny. Piękne miejsce, a i ładna pogoda pozwoliła nacieszyć się tym trochę. Na zakończenie jednego z dni wjechaliśmy specjalnie na górę z aparatem zrobić trochę zdjęć. Niestety Tatry dziwnym trafem zasłonięte chmurami nie załapały się na zdjęciach, a widać je stamtąd również bardzo ładnie. Kusiła bliskość szlaków turystycznych, ale narty wtedy zwyciężyły.
Jak to było…

Pierwszego dnia ja i Ania wzięliśmy instruktora na 2h. Myślę iż jest to wskazane na początku drogi do pucharu świata ;-). Powiedzmy iż jak w każdym sporcie gdzie technika odgrywa pewną rolę trzeba się wystrzegać nabrania złych nawyków na początku, później bardzo trudno jest je skorygować (a żeby się rozwijać lepiej się niektórych wystrzegać). Przy okazji fajnie jest trafić na dobrego instruktora o czym Ania się przekonała, ja mając już jako takie pojęcie (z zeszłorocznej Białki) o tym którą stroną zjeżdżać i jak upadać żeby dostać wysokie noty, nie miałem specjalnych problemów. Jednak Ani instruktor nie bardzo potrafił pewne niuanse przedstawić, to zrobili dopiero inni pomocni ludzie. Na szczęście tak twarda zawodniczka jak Ania nie zraża się drobnymi problemami.
Zaczęliśmy na oślej łączce, później przeniosłem się na niebieską (łatwą) trasę gdzie spędziłem większość z 5h na stoku. Bardziej doświadczeni koledzy jeździli też czerwonymi (bardziej wymagające). Ja na zakończenie dnia zjechałem pierwszy raz dopiero na sam dół, w zasadzie z trudnością się zsunąłem słabo radząc sobie na powstałych już muldach stromawego dla mnie stoku. Później była obiadokolacja na mieście i długi wieczór spędzony towarzysko.



Kolejny dzień to była kontynuacja poprzedniego. Poznawanie i nauka daje mi prawdziwą satysfakcję, właśnie ten początkowy okres kiedy wszystko jest nowe, nieznane i trudne. Poza tym niespecjalnie się poobijałem dzień wcześniej więc czysta przyjemność na stoku. Nawet 5-letnia (tak na oko) śmigająca dziewczynka z pytaniem „pomóc panu?” gdy wywinąłem szczególnie pięknego axla z lądowaniem na mniej szlachetnej części człowieczeństwa nie odebrała mi godności, „ja sobie tutaj tak tylko leżę” ;-). Zakończenie naszej wyprawy było równie spektakularne. Zjeżdżając po 5 godzinach już ostatni raz na dół skręciliśmy z kolegą nie w tą część trasy i zjechaliśmy w inny rejon ośrodka. Jak można zabłądzić na nartach? Kolega załatwił sobie wjazd powrotem do góry orczykiem i później zjechał gdzie trzeba. Moje wyjeżdżone już do cna nogi powiedziały iż mogę je pocałować gdzieś, więc czekało mnie trochę okólnej drogi i dreptania, trudno, miałem tylko trochę szczęścia iż dało się jechać na nartach leśną drogą dojazdową bo chyba tydzień bym wracał w ważących już z tonę bucikach.
Podsumowując…

Śledząc pogodę już myślę kiedy zacznie się sezon, a więc wpadłem w ten sport, trudno. Krynica jest fajnym miejscem dla narciarzy w naszym kraju. Pora była taka, że nie było jakoś wielkich tłumów, nie dusiliśmy się na stoku i w kolejkach przy wyciągach (zazwyczaj podjeżdżało się do orczyka i „heja” zaraz w górę). Jest ładnie, jest gdzie pojeździć (oprócz Jaworzyny na której spędziliśmy czas jest jeszcze kilka większych ośrodków narciarskich, z kolejnymi trasami do jeżdżenia). Siłą rzeczy zrobiłem kilkanaście tylko zdjęć ze stoku, bo żeby nie „zabić” aparatu musiał wjechać specjalnie na górę, a szkoda było i tak niewielkiej ilości czasu jaki mieliśmy na narty. To tyle wspomnień i do zobaczenia już wkrótce na stoku :-).






