Kolejka bez kolejki

Podróż jest zaznaczona jako prywatna. Nie jest publicznie dostępna na żadnych listach. Można ją zobaczyć tylko przy wykorzystaniu bezpośredniego adresu URL.

, Midorihato
Tatry zimą... to jest to! Marzyłem o tym od dawna ale na marzeniach się zaczynało i kończyło. Minął rok, minął drugi i jakoś tak marzenia same nie chciały się spełnić. Nic dziwnego, wszak jak mówi przysłowie: "szczęściu trzeba pomóc"! Od wędrówek o tej porze roku odstraszał mnie brak doświadczenia zimowego oraz towarzystwa do wspólnej wyprawy.

Wiadomo przecież, że samotne zimowe wędrowanie po Tatrach może skończyć się tragicznie: człowiek porwany przez lawinę może zostać odkryty dopiero późną wiosną gdy stopnieją śniegi. Oczywiście bezpiecznie można "powędrować" na niektóre szczyty za pomocą kolei linowych. Owszem, lecz Kolejka Linowa na Kasprowy Wierch zawsze kojarzyła mi się z długimi godzinami spędzonymi w kolejce do kolejki albo z niebotycznymi cenami u "koników" a któż z nas lubi czekać w kolejkach? Tak było kiedyś, bo dziś... to już historia.

Ta najstarsza polska linówka po niedawnej modernizacji tak zwiększyła swoje moce przewozowe że o tamtych horrorach sprzed lat można już zapomnieć. Czas oczekiwania znacznie się skrócił. Postanowiłem zatem ceprowskim sposobem "zdobyć" Kasprowy zimą!

Wraz z przyjaciółmi przyjechaliśmy samochodem do stolicy polskich Tatr 24 lutego około godziny 9.30 i choć po drodze próbował nas straszyć deszcz to podświadomie czułem, że tam na górze będzie pogoda. To przekonanie nie wypływało bynajmniej z jakichś osobistych zdolności przepowiadania przyszłości ale z wnikliwych studiów prognoz pogody w internecie. Oczywiście jak wiadomo pogoda w górach jest bardziej zmienna od kobiety więc zawsze istnieje pewne prawdopodobieństwo, że może się nie udać ale tym razem byłem prawie pewien. I nie zawiodłem się.

Kwadrans po dziesiątej stanęliśmy w stosunkowo długim "ogonku" do kasy biletowej który jednak posuwał sie dosyć szybko i już o godzinie jedenastej weszliśmy do wagonika. Nowe wagony są przede wszystkim większe i bardziej przeszklone co niewątpliwie podnosi atrakcyjność podróżowania kolejką. Rzecz jasna nie każdy może stać w pobliżu szyby ale na szczęście przesiadka na Myślenickich Turniach umożliwia przetasowanie pasażerów i ci którzy stali w środku mogą się dopchać do szyby. A jest co podziwiać! Do wagonika wchodzi jednorazowo 60 osób a sam wagon ma wymiary niewielkiego mikrobusa. Czas przejazdu to około 12 minut z przesiadką na stacji pośredniej Myślenickie Turnie. W tym czasie wagonik pokonuje odległość nieco ponad 4 kilometry wznosząc się o 936 metrów w górę. Panoramiczne szyby zapewniają dobrą widoczność dookoła o ile oczywiście dopisuje pogoda. Kolejka kursuje codziennie ale w czasie silnego wiatru kursowanie zostaje zawieszone. Tak było dnia poprzedniego i tak też stało się nazajutrz czyli mówiąc krótko: mieliśmy farta!

Wagonik rusza i oczom ukazują się coraz to nowe widoki: z prawej strony wyłania się masyw Giewontu a potem widok na olbrzymie połacie Doliny Kondratowej i Czerwone Wierchy natomiast z lewej mijamy Dolinę Kasprową i Jaworzyńskie Turnie. Podczas jazdy oczywiście zdarzają się "atrakcje" gdyż podczas mijania podpór wagonik szybko unosi się w górę a następnie równie szybko opada co u wielu osób objawia się odruchem wymiotnym podobnym do choroby morskiej oraz głośnym "wow", "ach" czy "uff".

Stopniowo gdy zbliżamy się do stacji pośredniej po lewej stronie obserwować możemy Kopę Magury a po prawej wyłaniającą się zza masywu Giewontu Orawę. Następuje szybka przesiadka i już po kilku minutach rozpoczyna się drugi, nieco dłuższy etap podróży. Teraz po prawej stronie podziwiać możemy w całej okazałości masyw Czerwonych Wierchów i kilka szczytów Tatr Zachodnich oraz dumnie sterczącą na linii horyzontu Królową Beskidów - Babią Górę. Z drugiej strony widok jest mniej ciekawy bo zasłonięty mało atrakcyjnym Kasprowym Uhrociem - dopiero na ostatnich kilkudziesięciu metrach dostrzec można czubki Tatr Wysokich. Wagonik zwalnia i delikatnie cumuje w górnej stacji; wysiadając warto obejrzeć się do tyłu by zobaczyć Kuźnice i Zakopane które na szczycie Kasprowego są zasłonięte przez budynek Obserwatorium. Chwila na przejście przez bramki (kto kupił bilet w dwie strony niech pamięta o tym by go nie zgubić gdyż będzie jeszcze potrzebny) i stajemy na platformie 30 metrów poniżej szczytu Kasprowego.

Wierzchołek Kasprowego zasłania nam widok na Tatry Zachodnie ale już stąd możemy podziwiać 180 stopniową panoramę Tatr Wysokich. Począwszy od prawej: zza zbocza Kasprowego wyłania się masyw Hrubego Wierchu, Walentkowy Wierch, Świnica, Zawratowa Turnia, Kozi Wierch, Kościelce, Granaty, Waksmundzki Wierch i Zółta Turnia. Z lewej Tatry opadają łagodnie masywem Koszystej ku Pieninom i Beskidowi Sądeckiemu gdzie wprawne oko bez trudu dostrzeże majaczące w oddali Trzy Korony i Zalew Czorsztyński.

Dookoła narciarze zapinają deski do butów i zaczynają zjazd więc trzeba bardzo uważać by z którymś nie wejść w kolizję. Wszak Kasprowy to najpopularniejsza "narciarska góra" Polski i to oni zimową porą są tu w liczebnej przewadze. Mimo że wjeżdżamy tu ceprowskim sposobem to należy pamiętać o minimalnych przynajmniej wymaganiach dotyczących obuwia, a zimową porą o ciepłej kurtce, czapce i rękawicach bo przecież warto wspiąć się te brakujące 30 metrów na szczyt Kasprowego Wierchu (1987 mnpm) lub zejść na Suchą Przełęcz (1950 mnpm). Niby tylko 30 metrów ale jednak po śniegu więc dobre wysokie buty są tu naprawdę pomocne. Śniegu było naprawdę sporo (napewno grubo ponad metr) i to twardego, ubitego więc tym bardziej "podziwialiśmy" ludzi którzy wdrapywali się na szczyt w płaskim, miejskim obuwiu! Wspinaczka na szczyt zostaje nagrodzona wspaniałym widokiem - teraz panorama jest już prawie 360 stopni. Prawie, bo na północy zasłonięta jest budynkiem najwyżej w Polsce położonego Obserwatorium Meteorologicznego (1991 mnpm).

Pogoda która na dole nie zapowiadała się rewelacyjnie okazała się dla nas nader łaskawa. Wiejący od południa lekki wietrzyk szybko przeganiał resztki strzępiastych chmur a nad Słowacją niebo było już idealnie czyste. Niewielkie obłoczki nad Wołowcem i Orawą na zachodzie oraz nad Świnicą na wschodzie widnokręgu dodawały tylko smaku tym cudnym widokom.

Na południu błyszczało w słońcu Wielkie Rycerowe i chcąc skierować wzrok ku leżącemu nieco w lewo Krywaniowi trzeba było koniecznie założyć okulary. Nieliczni którzy nie pomyśleli o tym nieodzownym zimowym elemencie ubioru mrużyli oczy gdyż słońce było naprawdę ostre. Podziwianie pokrytych śniegiem szczytów było tym bardziej interesujące, że przy odrobinie wysiłku można było wypatrzeć śmiałków którzy pokonywali niełatwe o tej porze roku szlaki. Nawet na skutej lodem i pokrytej śniegiem Świnicy zobaczyliśmy trójkę taterników. Szczególnie zachwycił nas widok właśnie w tę stronę: wygładzone śniegiem i skrzące się w słońcu kopy Beskidu, Skrajnej i Pośredniej Turni przecięte cieniutką niteczką wydeptanego szlaku w stronę Świnickiej Przełęczy.

Przesuwając wzrok na lewo od "Świnki" po Zawratowym i Kozim Wierchu zatrzymujemy się na Kościelcach a poniżej dostrzegamy niepozorną z tej wysokości Przełęcz Karb (1853 mnpm) od której kilka lat temu zaczynałem moją tatrzańską przygodę. Karb jest idealną wprawką na rozpoczęcie sezonu letniego. Patrząc w przeciwną stronę opierałem wzrok na Ornaku który przed kilkoma miesiącami przemierzałem w drodze na Błyszcza i Bystrą oraz na Tomanowej Przełęczy teraz zimnej i surowej a latem zamieniającej się w usłaną kwieciem łąkę.

Wyśmienita pogoda, temperatura bliska zeru, umiarkowany wietrzyk i znakomita przejrzystość powietrza sprawiały, że nie mieliśmy wcale ochoty na zjeżdżanie w dół. Jednak widniejący na biletach napis "czas pobytu na Kasprowym Wierchu: 1 godzina 40 minut" ponaglał - przecież nie wszyscy mogą zabrać się ostatnim kursem. Zatem trzeba było zacząć myśleć o powrocie. Czego nie zdążyły wypatrzeć oczy zostało uwiecznione na zdjęciach więc po powrocie będzie można jeszcze raz dokładnie się przyjrzeć i powspominać.

Dla tych którym wystarcza czasu otwarte są podwoje pizzerii Dominium gdzie można posilić się kilkoma podstawowymi daniami: żurkiem, kiełbasą na gorąco, flakami i oczywiście pizzą. Dania nie są tu wykwintne ale przecież nie o to tutaj chodzi. Kto szuka kulinarnych szczytów może skoczyć do pobliskiego (niecałe 100 km) Krakowa. Szkoda tylko że po takiej paskudnej "Zakopiance"! My też znajdujemy chwilkę czasu bu pokrzepić się grzanym winem a potem ustawiamy się w króciutkiej kolejce przed bramkami odliczającymi.

Mija kilka minut, nadjeżdża wagonik i wsiadamy na wyścigi gdyż każdy chce zająć miejsce przy szybie. Nic dziwnego - teraz przed nami oświetlone popołudniowym słońcem, leżące jak na dłoni Podtatrze. Spoglądamy na zegarki - jest kwadrans po trzynastej a zatem spędziliśmy na górze ponad dwie godziny! Na szczęście nikt nie ma do nas pretensji o przedłużony czas pobytu - może dlatego że w sezonie zimowym duża część pasażerów "pod górę" trasę w dół pokonuje na nartach. W lecie pewnie jest odwrotnie. Chwila oczekiwania na pozwolenie zjazdu i za oknami rozpoczyna się prawie ten sam film tyle że w odwrotnej kolejności. Teraz z czasem maleje ilość śniegu i rozległych widoków a pojawia się więcej drzew. Niektóre z nich muskają dno wagonika. Podróż w dół wydaje nam się krótsza ale to chyba złudzenie. Mija kilkanaście minut i stajemy na platformie Stacji Dolnej Kuźnice a stamtąd wracamy do Zakopanego.

Dla wszystkich którym nie pozwala zdrowie, kondycja fizyczna lub umiejętności Kolejka Linowa jest znakomitym sposobem na obcowanie z pięknem tatrzańskich krajobrazów. Oczywiście jeśli ktoś chce zostać dłużej na szczycie powinien wykupić bilet w jedną stronę a następnie kupić na górze bilet powrotny zgodnie z oczekiwaną godziną zjazdu - niestety taka przyjemność jest nieco droższa. Pamiętać należy jedynie o odpowiednim ubiorze oraz o tym, że czasem może się zdarzyć załamanie pogody i silny wiatr uniemożliwi kursowanie kolejki. Trzeba wtedy czekać na górze kilka godzin albo nawet samodzielnie zejść na dół zielonym szlakiem do Kuźnic (3 godziny) lub żółtym do Schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej (1 godzina 10 minut). Wiadomo, że w warunkach zimowych jest to nie lada wyczyn!

Dla tych którzy złapią bakcyla (tak jak my) czeka jeszcze słowacka Tatrzańska Kolej Linowa (TLD) na Łomnicę (2632 mnpm). Wrażenia opiszę po powrocie. Mam nadzieję, że już wkrótce.
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
Kolejka bez kolejki, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
, Midorihato
Avatar użytkownika Midorihato
Midorihato
Komentarze 3
2008-02-24
Moje inne podróże
Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024