Sama Dolina Kościeliska jest drugą pod aspektem wielkości doliną w Naszych Tatrach. Rozpościera się na długość 9 km jak również posiada przestrzenie 35km2. A która dolina jest w takim razie najdłuższa? Oczywiście Dolina Chochołowska. Dolina Kościeliska jest opiniowana za jedną z najpiękniejszych dolin tatrzańskich, jako obserwatorzy możemy stwierdzić, że dobitnie najpopularniejszą! Oczywiście przejście doliny nie sprawia problemów, więc na trasie jesteśmy w stanie poznać różnego rodzaju obce obiekty turystyczne. Niektóre dobitnie nadające się do odosobnienia od społeczeństwa. Dnem doliny biegnie Kościeliski Potok.
My kierujemy się w prawo, zielonym tropem na Ornak. Po chwili, w tak zwanych Starych Kościeliskach, oglądamy kapliczkę zbójnicką zbudowaną nota bene przez górników wydobywających rudy żelaza. Kierując się cały czas tropem zielonym dochodzimy do Lodowego Źródła - wywierzyska. Źródło to ma sprawność 500-800 l/s i odwadnia Dolinę Miętusią oraz górną strefę Doliny Małej Łąki a także przeważającą cząstkę masywu Czerwonych Wierchów. Z lewej strony znajduje się jednokierunkowy, czarny szlak do Jaskini Mroźnej. Jednakże naszym pierwszym obiektem wędrówki jest Wąwóz Kraków.
Dochodzimy do Polany Pisanej. Tuż przed Bramą Raptowicką, w górnej cząstce Polany Pisanej, znajduje się poprzeczna odnoga kierująca do Wąwozu Kraków ( żółty szlak, czas przebycia około 55 minut). Jest to wycięty w wapiennych skałach bardzo mały wąwóz, o dnie zarzuconym kamieniami i gałęziami opadającymi z drzew znajdujących się ponad wąwozem lub sprowadzonymi przez wodę. Ta cząstka wąwozu jest resztą korytarza byłej jaskini. Dno wąwozu jest na ogół suche, ponieważ Wąwóz Kraków odwadniany jest przez wywierzysko pod Skałą Pisaną, woda przepływa nim tylko po hojnych opadach.
Wąwóz na prawdę jest nieco ciasny, jednak nie trzeba się przez niego przeciskać 😉. W tak gorący dzień miejsce to podaruje dużo cienia i ochłody. Tutaj też nasilenie ruchu rozmaitych, niesamowitych podróżników znacznie spadło. Wąwóz Kraków powstał w procesie krasowienia skał węglanowych (wapienie, dolomity), czyli w ten sam sposób co dominująca większość jaskiń tatrzańskich. Nazwa wąwozu wiąże się z pokrewieństwem wąskich ścieżek krakowskiego Starego Miasta. Stąd również nazwy obejmujących wąwóz turni (Ratusz, Baszta, Kościół) i jaskini (Smocza Jama).
Otóż nasz piękny Jar Kraków udostępniony jest do zwiedzana właśnie do tego punktu, czyli momentu gdzie wąwóz się rozszerza, a po lewej stronie mieści się żelazna drabina do Smoczej Jamy. Tutaj dla niektórych szlak się kończy, gdyż prostopadła drabina, może u niektórych ożywiać poważne niepokoje. Niestety nie zrobiłem fotki w tym miejscu. My oczywiście pokonujemy lęk i wdrapujemy się do góry. Pokonujemy jeszcze parę łańcuchów i posiadamy przed sobą wejście do Smoczej Jamy.
Wygląda imponująco, bowiem ciemność panuje dołączając obfity dreszczyk emocji. Smocza Jama jest w zasadzie krótkim i urwistym korytarzem przeszywającym skałę na wylot. My zaopatrzeni w czołówki z ostatniej nocnej wyprawy nie musimy naśladować nietoperzy i wolno zagłębiamy się w ciemność. Za wlotem jaskinia wznosi się stromo, aż do wlotu górnego w niektórych miejscach trochę się poszerzając. Przez całkowitą długość prowadzą łańcuchy upraszczające przechodzenie. Długość tego korytarza wynosi około 40 metrów i ma układ litery "S". Smoczą Jamę można obejść bokiem, trasą z łańcuchami. Po osiągnięciu jaskini podążamy żółtym szlakiem do Polany Pisanej, sporządzając "wsteczną pętelkę" w naszej wycieczce (popatrz na mapie).
My zmierzamy dalej szlakiem zielonym do schroniska na Ornaku. Tutaj pielgrzymka trwa dalej i nasilenie ruchu jest ogromne. Rodzicie z wózkami, panie i panowie w sandałkach, wszystko to zmierza do schroniska na Ornaku. Niczym wyścig szczurów. My również, mimo woli bierzemy udział w tym wyścigu. A jest o co wojować, gdyż kolejki do bufetu będą masowe 😉. Żądni orzeźwienia ryzykujemy wkroczyć do schroniska. W tym momencie naszym zbawieniem okazał się dystrybutor napojów, do jakiego nie było wtedy kolejki. W takim żarze schłodzona Pepsi była czymś niebiańskim...
Leżymy sobie w cieniu i spożywamy nasze kanapki, może nad Smreczyńskim Stawem unikniemy od tłumu ludzi.
Żeby dotrzeć do Smreczńskiego Stawu, musimy się cofnąć do rozgałęzienia szlaków przed budynkiem schroniska na Ornaku. Tutaj wybierzemy szlak czarny do Smreczyńskiego Stawu. Czas przejścia to około 35 minut, chociaż na drogowskazie napisane jest, że 45 minut. I dosłownie ucieczka przed plebsem nam się udała. Na trasie momentami nie widać nikogo. Przewodzi on lasem i podaruje także niezłą ochronę przed słońcem. Dochodzimy do Smreczyńskiego Stawu, miejsce to jest oazą spokoju, jest bezszelestnie i spokojnie, na tafli stawu pływają kaczki poszukując pożywienia. Staw był i jest natchnieniem dla wielu artystów.