7. 2006 Góry Stołowe

, Sylwester Jędrzejczak
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem

... żeby uczcić godnie swoje niedawno obchodzone 68-e (tak,tak) urodziny, wybrałem się na kilkudniową pieszą, samotną wyprawę w Góry Stołowe. Wyciągnąłem z zakamarków domu swoje stare, prawie czterdziestoletnie Trapery (widoczne m.in. na zdjęciach z 1973 r), równie wiekową kangurkę, pożyczyłem od syna 70-litrowy plecak (moja stara wojskowa kostka nie mieściła zebranego majdanu) i hajda. Był piękny wrzesień, barwa liści, szum drzew, zapowiadały wspaniały tydzień. I tak właśnie było.

10.09 - po całonocnej podróży autobusem wysiadłem w centrum Kudowy Zdroju. Na początek kartka pocztowa do domu (dotarła w dzień mojego powrotu z wędrówki) i do przyjaciół - Moniki i Thomasa do Berlina. Poszukiwanie noclegu okazało się bardzo krótkie - już drugi telefon przyniósł pozytywną odpowiedź. Adres miejsca noclegu był zresztą tuż za rogiem najbliższej przecznicy. Potem już tylko szybkie zaplanowanie zajęć na dziś i jutro i po niewielkim posiłku można ruszać w teren. Na początek, również dla sprawdzenia swoich sił, poszedłem na zwiedzanie miasta (byłem tu pierwszy raz), a potem na Ptasznicę, żeby okrężną trasą wrócić do Kudowy. Założyłem powrót na godzinę przed zmrokiem. Pierwsze kroki, wiadomo, Park Zdrojowy. Pogoda sprzyjała, tłumów nie było (praktycznie po sezonie). Po spacerze po parku droga zawiodła mnie na Górę Parkową. Widać już było nadchodzącą jesień, żółknące liście, zamglony horyzont (z dość wyraźną domieszką dymu), cisza, którą w swoich wędrówkach cenię najwyżej. Kilka zdjęć, lornetka, szum drzew, zejście. Potem niebieski szlak "pod pachę" i naprzód. Peryferiami Kudowy, niopodal przejścia granicznego, do którego ciągnęły pojedyńcze samochody, do Zielonej Doliny. Była naprawdę prawie zielona, nieco żółknąca, ale zawsze. Zatrzymałem się chwilę na podejściu na Brzezie (493 m npm), spojrzenie na Kudowę, fotka i dalej, do Źródła Marii. Miejsce urocze, namawiające do przystanięcia, chwili zachwytu. Ale tu skończyła się przyjazna pogoda. Zaczął siąpić, potem padać rzęsisty deszcz. Nauczony wcześniejszym (z Niedzicy) doświadczeniem, tym razem pelerynę przeciwdeszczową miałem przy sobie. Niestety, musiałem schować aparat i tak się skończyło moje bieżące fotografowanie. Nie zrezygnowałem z dalszego marszu. To miało sens. Deszcz jak szybko zaczął lać, tak równie szybko przeszedł (jak to w górach często bywa). Doszedłem do wsi Brzozowie. Tu skończył się niebieski szlak, a zaczęła wyasfaltowana droga (ale już za szlabanem granicznym). Na tablicy umieszczonej na widocznej po prawej stronie zdjęcia budce pograniczników napis informujący o dniach i godzinach otwarcia przejścia. Dziwne to było o tyle, że w budce nie było nikogo, a ponadto byliśmy już "bez granic". Skoro już tu byłem, postanowiłem wybrać się na "wycieczkę zagraniczną", szczerze mówiąc, do miejscowego barku na kawę i piwo. Wróciłem do kraju i wzdłuż granicy, trochę graniczną wycinką, trochę polem, trochę chaszczami dotarłem na Ptasznicę, niestety znowu w deszczu, który tym razem nie dawał mi spokoju. Zejście z Ptasznicy w kierunku Lewina i Jeleniowa przydało mi niemało emocji. W normalnych warunkach tyle, że strome, w deszczu dodatkowo śliskie, pokryte spływającą wodą może emocjonować. Jakoś udało mi się bezpiecznie zejść i znowu przy czyszczącym się niebie dotrzeć do torów kolejowych, wzdłuż nich do Jeleniowa, potem do Kudowy, gdzie już niepodzielnie panowało zachodzące słońce. Powrót na kwaterę, kolacja, koniec dnia.

rownież, Sylwester Jędrzejczak
rownież, Sylwester Jędrzejczak

11.09 - kierunek Błędne Skały. Tego dnia opadło mnie lenistwo. Wyszedłem na trasę dość późno, szło mi się po japońsku (jako tako), do tego na trasie, jeszcze w Kudowie wiele ciekawych obiektów i miejsc (park linowy na górze Parkowej, urocze domki, Szlak Ginących Zawodów, Domy Tkaczy, Pomnik Trzech Narodów itd,itd). Nie piszę o Kaplicy Czaszek - ominęłem ją, zawsze pozostawiała mi jakiś nieznany osad. Zatrzymałem się za to z wielką ochotą w domku z ruchomą szopką w Czermnej (ale na dalekim jej końcu, u stóp Dużej Dufałki). Byłem tu już kiedyś, ale zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, kiedy i w jakich okolicznościach (skleroza nie boli). Stąd ostre podejście i żółtym szlakiem do Pstrążnej do skansenu. Muszę tu zaznaczyć, że podczas swoich wędrówek nie korzystam z radia, TV, gazet, zegarka ni kalendarza. Tym razem okazało się to mało miłe. Wielkim łukiem doszedłem do skansenu tylko po to, żeby zobaczyć, że jest nieczynny "w poniedziałki", a właśnie był poniedziałek. No cóż, kilka zdjęć z daleka budynków w skansenie i naprzód. Do Błędnych Skał doszedłem jednak dosyć późno, słońce już dawno minęło zenit i chyliło się ku zachodowi. Schody wyprowadziły mnie na polanę (wybrukowaną) przed wejściem do Błędnych Skał i tu spotkałem dwoje turystów, którzy wahali się: iść czy nie iść. Doszli do wniosku, podobnie jak ja, że w efekcie do Kudowy będziemy wracali nocą. MIałem benzynowy palnik (NRD-owski Juvel, kupiony tam chyba w 76-ym roku, ciągle sprawny), oni mieli wodę, ja kawę, ławy i stoły były na miejscu. Przy kawie, pogaduchach minęło nam około godziny. Byłem trochę zaskoczony, że oni nigdzie się nie spieszyli. Mi pośpiech był obojętny, miałem porządną czołówkę, jakieś odblaski, czułem się bezpieczny zarówno na szlaku jak i na szosie. Sprawa się wyjaśniła, kiedy zaproponowali mi podwiezienie samochodem do Kudowy (oni jechali do Dusznik). Propozycję przyjęłem z chęcią, zawszeć to parę kilometrów w nogach mniej, a pozatem, patrz początek opisu tego dnia.

12.09 - przed południem dalsze zwiedzanie Kudowy - Muzeum Żaby, Muzeum Rzemiosł (polecam, naprawdę ciekawe, ze znacznymi zbiorami rzemieślniczych narzędzi, urządzeń i opisów) - kupiłem tam dwie pary porządnych, ręcznie robionych sznurówek, Muzeum Zabawek (bo przecież na starość każdy dziecinnieje, ja też mam prawo). Zajrzałem do kawiarenki naprzeciw wejścia do Parku Zdrojowego. Urzekło mnie jej wnętrze, a zwłaszcza kamienny portal z pięknym maszkaronem. Po powrocie na kwaterę pakowanie i wyjście z zamiarem dojechania autobusem PKS do Karłowa. Dochodziłem do przystanku, kiedy zobaczyłem odjeżdżający, co oznaczało wiadomo: per pedes. I tak się stało. Ostatnia godzina marszu w nocnych ciemnościach, przy zachmurzonym niebie, drogę wyznaczały mi prześwity nieba między koronami drzew nad szosą i reflektory pojedyńczych samochodów. Tym razem czołówka zawiodła, bo, jak się na miejscu okazało, zamokła gdzieś na trasie. Szczęśliwie dotarłem do schroniska "Pod Szczelińcem". Gospodarze byli cokolwiek zdziwieni, że plątałem się po nocy, zamiast jak biały człowiek dotrzeć następnego dnia. Jednak ja na następny dzień miałem inne plany; jakie, o tym w relacji z kolejnego dnia.

, Sylwester Jędrzejczak
, Sylwester Jędrzejczak

13.09 - główne danie wędrówki - Szczeliniec Wielki. Z rana wyszedłem ze szczerym zamiarem możliwie dokładnego zwiedzenia Szczelińca. Jak chyba każdy, pierwsze kroki w kierunku schroniska "Na Szczelińcu", a dokładniej na platformę widokową przy schronisku. Pogoda była wspaniała, widoczność we wszystkie strony rewelacyjna i do tego ograniczam ten opis - inni zrobili to już wiele razy. Zwrócę jedynie uwagę na fakt, że jest to chyba jedyne w Polsce schronisko, przy którym nie ma parkujących samochodów! Potem była wędrówka ścieżkami Szczelińca, skały, którym wyobraźnia pozwala nadawać różne znaczenia i nazwy, moje: wielbłąd, sowa, tablica szkolna, fotel, słoń, starzec, siodło itd, itd. Największe na mnie wrażenie wywarło, oprócz szczelin i tuneli, które należało pokonać, bagno w Piekiełku. Nie licząc bagna na Szrenicy, jest chyba najwyżej położonym w Polsce, do tego w największym zapadlisku. Schodziłem ze szczytu po kilku setkach schodów z postanowieniem, że jeszcze tu kiedyś wrócę. Z Węzła pod Szczelińcem niebieskim szlakiem do żółtego i przez wieś do schroniska "Pasterka". Piękne, małe, pięknie położone schronisko z doskonałym widokiem na Szczeliniec Wielki i Mały, pozwala naprawdę zachwycić się i przekonać, jak bardzo piękna jest Polska i jak warto po niej wędrować, zwłaszcza zwyczajnie, piechotą. Wracałem do Karłowa drogą, polami, jeszcze raz sycąc oczy widokiem potężnych skał obu Szczelińców. Ten dzień był wspaniały.

14.09 - ten za to był długi. Postanowiłem tego dnia pojechać autobusem do Kudowy. Gospodarze schroniska "Pod Szczelińcem" powiedzieli mi, że od 15.09 autobusy nie kursują do wiosny. Poszedłem na przystanek. Okazało się, że mieli rację, z tą jednak różnicą, że autobusy nie kursowały od 14.09. Wróciłem więc do budynku, spakowałem swoje bogactwo i niespiesznie powędrowałem "w Polskę". Z Karłowa czerwonym szlakiem do rozdroża nad Skalnymi Wrotami, dalej przepiękną Drogą nad Urwiskiem do niewielkiego parkingu przy skrzyżowaniu z Drogą Stu Zakrętów. Tu zatrzymałem się na krótki odpoczynek, jeszcze jedno spojrzenie na mapę, określenie dalszego marszu (stąd odchodził niebieski szlak przez Baszty i Radkowskie Skały). Wybrałem tę drogę. Słyszałem wiele zachęcających słów o wręcz fantastycznych miejscach na niej. Zatem niebieskim do Baszt i dalej, do skrzyżowania z zielonym w leżącym w obniżeniu miejscu zwanym Stroczy Zakręt. Stąd, wąską, przypominającą morskie fale ścieżką wzdłuż Radkowskich Skał o fantastycznych kształtach i barwach. Szerokość ścieżki waha się w granicach 2 metrów, z prawej ściana Radkowskich Skał, po lewej stromizna nie zachęcająca do "wycieczek" w jej stronę. Po drodze kilkudziesięciometrowe zejście do koryta potoku (uwaga, ślisko i mniej więcej 1,5 metrowej głębokości koryto potoku), z niego wyjście na poprzedni poziom i już łagodniej. do rodroża pod Skalnymi Wrotami. Krótki, niebiesko znakowany łącznik do czerwonego i jestem u Skalnych Wrót. Tuż przed nimi, z lewej strony, znad urwiska, rozpościera się widok na leżące tuż poniżej Słoneczne Skały. Nie próbuję go opowiedzieć, trzeba to zobaczyć, na nic nawet przysłowiowe "tysiąc słów". Oczywiście przechodzę przez Skalne Wrota i niedaleko widzę przed sobą pokaźnej wielkości skalny grzyb, jakby zaproszenie do odwiedzenia pozostałych jego kolegów na szlaku Skalnych Grzybów. Jeszcze tylko Adam i Ewa, ale tylko pomachaliśmy sobie - ja szedłem w przeciwnym do ich kierunku. Dalszy ciąg drogi do niebieskiego, na wysokości Dzika połączenie z żółtym i nim, przez Cygański Wąwóz do Batorowa, do bardzo sympatycznej Górskiej Bazy Noclegowej. Tu na dziś koniec trasy i fantastycznych wrażeń.

, Sylwester Jędrzejczak
w tle Malinowa Hora i Kozi Grzbiet, Sylwester Jędrzejczak
, Sylwester Jędrzejczak

15.09 - rano wyszedłem z Bazy. Przy dobrej pogodzie droga układała się bardzo fajnie - najpierw żółtym/zielonym szlakiem wejście na górę Św. Anny, potem odcinek drogi krzyżowej (jakby opuszczonej - stacje dawno nie konserwowane), nad Skałą Józefa do rozdroża, skąd spodziewałem się rozległych widoków na okolice. Niestety, zawód, nad Szczytną i górami leżały niżej mgła, wyżej chmury. pozostały do podziwiania jedynie kolory jesieni na stoku Góry Św. Anny i malownicze zejście, wymagające jednak uwagi na dość lużną warstwę kamieni. W połowie zejścia pokazały się pierwsze zabudowania Szczytnej. Mała miejscowość, ciekawy barokowy kościół św. Jana Chrzciciela, kamienny św. Jan Nepomucen (po drugiej stronie granicy, w Czechach i na Słowacji znajdziecie go bodaj w każdej miejscowości - tam nosi imę Nepomucki i strzeże przed powodziami). Na uwagę zasługuje dworzec kolejowy z końca XIX w. Szkoda tylko, że żaden pociąg się tam nie zatrzyma - linia nie działa. Na dworcu PKS w autobus i do Kłodzka. Na resztkach prądu kilka zdjęć, potem wizyta w kilku sklepach i serwisach foto, gdzie "nie mieli" odpowiedniej ładowarki, albo, jak w pewnym sklepie nieopodal Twierdzy dano mi do zrozumienia, że mogę sobie kupić, ale nie tu, a wogóle, to mam nie zawracać im głowy. Byłem tym nieco zdumiony, bo ostatni raz zostałem tak potraktowany chyba przed 1989 rokiem. Trudno, ale osad pozostał do dziś. To był koniec trasy, fantastycznego przeżycia, niestety zakończonego spotkaniem z mało miłym dupkiem w sklepie, (e tam, pies go kochał). Z wielką przyjemnością natomiast wspominam mnóstwo niezwykle sympatycznych, miłych ludzi, starających się o najlepszą o nich pamięć, co im się całkowicie udało. Nic zatem dziwnego, że w kolejnym, 2007 roku, wróciłem na szlaki Gór Stołowych, ale o tym już w kolejnej relacji.

kawiarenka - kamienny portal, Sylwester Jędrzejczak
, Sylwester Jędrzejczak
nieopodal przejścia Kudowa Słone, Sylwester Jędrzejczak
, Sylwester Jędrzejczak
Kudowa spod Źródła Marii - w oddali Błędne Skały i Lisi Grzbiet, Sylwester Jędrzejczak
Figura Matki Boskiej Bolesnej przy Źródle Marii, Sylwester Jędrzejczak
za szlabanem Polska (Brzozowie), Sylwester Jędrzejczak
Kudowa Zdrój - pomnik Trzech Narodów, Sylwester Jędrzejczak
Pstrążna - skansen - Muzeum Kultury Pogórza Sudeckiego , Sylwester Jędrzejczak
, Sylwester Jędrzejczak
droga z Karłowa na Szczeliniec, Sylwester Jędrzejczak
przerwa w marszu na Szczeliniec Wielki, Sylwester Jędrzejczak
, Sylwester Jędrzejczak
fragment Szczelińca - dla potwierdzenia nazwy, Sylwester Jędrzejczak
kto wie, co tu jest napisane ? , Sylwester Jędrzejczak
chyba najczęściej pokazywany fragment Szczelińca - Małpolud, Sylwester Jędrzejczak
Szczeliniec - urwiska wschodnie, Sylwester Jędrzejczak
schody sprowadzające ze Szczelińca, Sylwester Jędrzejczak
skały na żółtym szlaku Szczeliniec - Pasterka, Sylwester Jędrzejczak
schronisko PTTK
Pasterka - też pomnik, Sylwester Jędrzejczak
Baszty, Sylwester Jędrzejczak
Radkowskie Skały, Sylwester Jędrzejczak
skalny grzyb, Sylwester Jędrzejczak
szedłem w przeciwnym kierunku, Sylwester Jędrzejczak
Kłodzko - most św. Jana (XIV w.) - widok znad Młynówki, Sylwester Jędrzejczak
Kłodzko most i kościół Matki Bożej Różańcowej, Sylwester Jędrzejczak
Avatar użytkownika Sylwester Jędrzejczak
Sylwester Jędrzejczak
Komentarze 0
2006-09-10
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Wycieczka na mapie

Zwiedzone atrakcje

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024