Na termometrze -18 stopni. Słońce i biel świeżego śniegu dookoła. Po wczorajszych mgłach drzewa puszą się kryształami. Kierunek Wisła zapada decyzja. O 11.00 meldujemy się na parkingu pod leśniczówką w Wiśle Czarne. Słoneczko delikatnie grzeje i już tylko 5 na minusie. Spacerowym krokiem ruszmy drogą wzdłuż Czarnej Wisełki. Po 2 godzinach dochodzimy do schroniska pod Baranią Górą. Na Przesłopie Leśna Chata i Muzeum zamknięte, choć tabliczki zapraszają do odwiedzenia. W schronisku cicho, smutno, dwóch turystów pije kawę. Betonowy budynek z lat 70, nigdy nie nabierze klimatu. Dzwoneczkiem prosimy Panią i zamawiamy 2 żurki, które znikają w 3 minuty, śpieszymy się wszak dzień krótki. Wrzucamy trójkę i na Barana. Pogoda się zmienia, wzmaga wiatr, pochmurniało, słońce nie może się przebić przez chmurny woal, jedynie Tatry z prawej kąpią się w ostatnich promieniach. Do szczytu z 30 minut - przed zmrokiem nie zdążymy wrócić, zwalniamy, stajemy. Być i nie wejść? Uśmiechamy się do siebie, w śnieżnej scenerii robimy 20 fotek w mikołajowych czapkach, w różnych pozach i minach. Baraniej Górze mówimy do zobaczenia i zbiegamy w dół.





















































