16.08.2009.
Co jest takiego niezwykłego w bagnach, że przyciągają mnie? - pytam się siebie stojąc na pniu pochyłego, prawie poziomo rosnącego drzewa, konarami podpierającego się o dno bajora z mętną wodą.

Uporczywe, wszędobylskie życie? Czy bagna to dla mnie swoiste współistnienie przeciwności, to symbioza życia i śmierci? A może są po prostu pierwotną przyrodą nieukształtowaną ręką człowieka?
Kilka małych drzewek, powoje otwierające piękne kielichy kwiatów, kołysząca się kępa wysokich traw bagiennych, jakieś kwiaty chwalące się nie wiadomo komu swoimi kolorami, a to wszystko na zwalonym, wystającym ponad wodę, zielonym od mchu pniu. Niżej, w wodzie, leży zmurszała kłoda drewna, wygląda jak krokodyl oczekujący swojej ofiary; o!, tutaj, te sęki, to jego oczy, a pęknięcie na końcu do złudzenia przypomina półotwartą paszczę potwora. Tuż obok tatarak wznosi swe długie, smukłe liście ku nieruchomo trwającym, nagim gałęziom martwego drzewa. Po stojącej, zarośniętej rzęsą wodzie, biegają przedziwne stwory, a tuż przy mnie, u stóp, mała nornica wychyla się z ziemi i nerwowo rozgląda wokół.

Jak zawsze, tak i dzisiaj nie znajdę przyczyny uroku błot. Jedyna myśl błądząca mi po głowie jest trudna do wyrażenia słowami, jest niejasnym wrażeniem przenoszenia się w odległe czasy naszej ścisłej zależności od przyrody i panowania tejże Przyrody na ziemi.
Bagna pod Kołobrzegiem. Te same - to moja uporczywa myśl w czasie ich oglądania - które naszemu Bolesławowi i jego wojsku tak dokuczyły tysiąc lat temu, i przez które ponownie musieliśmy się przedzierać wieki później, na przedwiośniu 45 roku.



Po drugiej stronie ścieżki inny świat: na piaszczystych wydmach kwitną i jednocześnie owocują gęste krzaki róż, ponad nimi czerwienieją już głogi, buki obsypują się kulistymi jeżami bukwi, a na piaskowych szczytach rosną sosny, od wiatrów chore na reumatyzm.
A o sto kroków w bok, na brzegu morza, w wodzie po kolana, stoi para pięćdziesięciolatków. Są zwróceni twarzami do siebie i obejmują się ściśle, głęboko, czule, tworząc piękny, ciepły obraz i budząc we mnie zazdrość.

Wszystko wokół: nowe drzewa rosnące na powalonych starych pniach, maleńkie, różowe kwiaty na brzegu rozlewiska, buk czerwony tak opity słońcem, że wydaje się gorący, mała dziewczynka budująca zamki na plaży, łabędź dumnie kroczący wśród ruchliwej gromadki kaczek, morze, dzisiaj koloru czystego granatu i tamci dwoje, to wszystko skąpane jest w jaskrawym świetle letniego słońca tworzącym obrazy, którym już za parę miesięcy, w zimie, nie będę dawał wiary: niezwykłe obrazy lata.













