Góry Stołowe

, Krzysztof

25.04. 2010

Obejść chociaż część wierzchowiny Gór Stołowych - z takim postanowieniem wyjechałem wczesnym rankiem na południe.

Góry Stołowe, Krzysztof
Góry Stołowe, Krzysztof

Pojechałem, przeszedłem, powróciłem - oto opis według wzoru Rzymianina.

Mówi się o skalnych grzybach ukrytych w lasach tych gór, i owszem, są tam, a jeden z nich to największy z widzianych i najprawdziwszy prawdziwek, ale jest tam też cała kolekcja maczug (dobrze, że tych lasów nie odkrył Herakles w czasie swoich wędrówek), jest zbiór nieznany kształtów nienazwanych, a nawet jest łódź podwodna. Nie wiem, czy atomowa, ale niewątpliwie łódź - z obłym dziobem i rosłym kioskiem. Skąd się tam wzięła - nie wiem.

, Krzysztof
, Krzysztof

Kiedyś, w niewyobrażalnie dawnych czasach, gdy tutaj było morze, powolne a rozliczne procesy denudacyjne (uczonych nazw geologom nie brakuje, mają ich tyle, że pewnie żaden z nich nie pamięta wszystkich; te dwa zapamiętałem, bo podobają mi się - są... rytmiczne?) zabierały z okolicznych lądów resztki skał, roślin, zwierząt, a niejako odwrotne procesy sedymentacyjne osadzały je na dnie morza w tempie milimetrów na wieki; pewnie i jakiś islandzki wulkan dorzucił garść pyłu... nie, zapędziłem się, Islandii wtedy jeszcze nie było, więc może te wulkany, po których zostały teraz majestatyczne ostańce w Monument Valley w Utah, dołożyły się do którejś z tak wyraźnych warstw tworzących bajeczne kształty w górach, które wtedy, gdy o ludziach świat jeszcze nie myślał, były świeżymi osadami na dnie ciepłego morza. Teraz, po upływie milionów lat, tamte osady stały się skałami tworzącymi nogi i kapelusze skalnych grzybów w Górach Stołowych, i są jedyną pozostałością zmian klimatycznych albo kataklizmów, zapewne tragicznych dla losów żyjących wtedy zwierząt, jedynym śladem dziesiątek i setek zmian ciągnących się wiekami wieków. Tyle zostało po tamtych czasach - ile zostanie po naszym czasie, po nas? Czy po naszych wielkich i dumnych miastach zostaną tylko warstwy skał o odmiennej twardości w nieznanych górach przyszłości? Dotykam dłonią skały, czuję gładkość lub chropowatość jej powierzchni, zwykła skała, tyle że dziwnych kształtów, a przecież dotykam historii Ziemi. Nasze przedmioty mają trwanie liczone w dniach lub krótkich latach, a tutaj dotykam milionów lat. Zadziwiający jest obieg materii w przyrodzie, niesamowita skala przeobrażeń dziejących się tak bardzo powoli, że aby je dostrzec, konieczne jest baczne patrzenie i pewna wiedza. Skała, na której wyrastają, żyją i obumierają kolejne pokolenia drzew, wydaje się niewzruszona, wieczna w swoim omszałym trwaniu idącym przez tysiąclecia, a przecież i ona nie jest pierwotną materią, skałą pamiętającą narodziny Ziemi, bo utworzyły ją miliony lat mozolnie niszczących nieznane lądy - owe zaginione kontynenty nie znające ludzi - by ponownie tworzyć nowe ziemie i nowe skały. Mech rosnący na tej skale, deszcz na nią padający, upał i mróz, korzeń drzewa wciskający się w szczelinę, a ostatnio i but człowieka, mozolnie rozpuszczają lub odrywają maleńkie jej cząsteczki, a wiatr, grawitacja, woda, przenoszą je i wespół z czasem przekształcając dalej – w wiecznym krążeniu materii.

Wszystko płynie, jak to powiedział pewien filozof z Efezu.

, Krzysztof
, Krzysztof

Na ścieżce idącej wzdłuż stromego zbocza, poniżej podstaw skalnych bastionów piętrzących się nade mną, wstrzymuję oddech. Tuż przy mnie słyszę ciężkie buczenie pękatego bąka (pyszne połączenie dźwięków!: pękaty bąk), odgłos nierozerwalnie związany w moich skojarzeniach z ciepłem leniwego, słonecznego dnia; dalej, nieco w bok, skrzypi drzewo, a wysoko, ponad szczytami skał, słyszę miarowe, powolne odgłosy bicia powietrza skrzydłami dużego ptaka. Cisza. Cisza i słoneczne plamy na szarych skałach.

Odłożyłem laptocika na stolik po lewej. Z prawej strony fotela, na brzegu kanapy, zawsze leżą jakieś drobiazgi mające dziwny zwyczaj mnożenia się tam, co zmusza mnie do okresowego robienia porządku z nimi. Pod cienką książeczką Arystotelesa leżała moja srebrna dolarówka, długopis i kilka małych karteluszek z klejącymi się brzegami, zapisanych moim mało czytelnym pismem. Gdy tydzień temu wybierałem się na pierwszą wyprawę, zapomniałem wziąć coś do pisania; zapomniałem, bo przez wiele ostatnich lat rolę notatnika pełnił mój palm wiecznie wiszący przy pasku spodni, a teraz dożył swoich dni, staruszek; leży na półce, głuchy i ciemny, leży i będzie tam leżeć, bo pamiętając o tych wszystkich latach wiernej jego służby, nie mam sumienia wyrzucić go. Gdy tamtej niedzieli usiadłem na ławie w schronisku, uświadomiłem sobie jego brak, więc poprosiłem gospodarza o kartkę papieru i długopis, by zrobić notatki. Kartki nie dostałem, tylko te miniaturowe, bladoróżowe karteluszki, które pokryłem swoimi bazgrołami.

, Krzysztof
, Krzysztof

Teraz zebrałem je, rozrzucone na kanapie, i przeczytałem pierwszą, było w niej o głowie tak podobnej do głów z Wyspy Wielkanocnej, a ja przez chwilę znowu siedziałem tam, na drewnianej ławie w schronisku, przez okno widząc płaski szczyt Szczelińca okolony szarymi skałami.

Tyle miejsc do zobaczenia, tyle wrażeń do przeżycia, a możliwości tak mało!

Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
Komentarze 1
2010-11-12
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika monika
monika
23 grudzień 2010 07:53
Krzysztofie tak ciekawie opisujesz swoje wyprawy , że chciałoby się tam pójść , czy pojechać.

Zwiedzone atrakcje

upierają się

abym wpisał tutaj trasę z miastami. Nie byłem w żadnym mieście

pojechałem w góry. Tylko w góry.

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024