Wyjście na Babią planowałem od dobrych kilku lat. Ostatni (i pierwszy) wypad nie przyniósł efektów widokowych. Deszcz, wiatr i widoczność na 15 metrów. Tym razem pogoda miała dopisać. Budzik nastaiony na 6 rano i jazda na Przełęcz Krowiarki. Nie bardzo chciałem tracić czas więc podjechałem na parking przy Przełęczy (10 zł/dzień lub 2zł/godz) i ruszyłem na szlak. Była mniej więcej godzina 7 i budka z biletami oczywiście zamknięta. Pierwszy odcinek czyli Zubrzyckie Stromizny aż po Sokolicę pokonane planowo wg. czasów mapy. Razem ze mną na górę zasuwało 5 osób. Po drodze minęliśmy jakies 8 osób schodzących ze szczytu i zachwyconych wschodem słońca. Na Sokolicy pusto. Od tego momentu szlak łagodnieje więc tempo zdecydowanie wzrasta i idzie się bardzo przyjemnie zwłaszcza że wyszedłem już z lasu i dopiero teraz coś widać. A jest co! Powoli znad kosówki zaczynają wyglądać Tatry a cała Orawa przykryta jest kołderką z chmur. Im wyżej tym widocznoś lepsza a panorama piękniejsza. Na szczycie 3 osoby. jem śniadanko. Pstrykam kilka fotek. Na szczyt zaczynaja dochodzić głosy, coraz liczniejsze, niestety. To znak że czas sie zwijać. Za chwilę zrobi sie tu tłoczno. Wracam tym samym szlakiem przerażony tłumami jakie zamierzają "zdobyć" Babią. Rozwrzeszczane wycieczki szkolne. Wydzierające się komórki i nieystające pytania: "daleko jeszcze na górę??" Nic to jednak. Cudowna widoczność, coraz bardziej jesienne widoczki, czerwieniejące borówki, żurawiny, jarzębiny. Ostatnie kwitnące cudeńka. Mam nadzieję że nie zostaną zadeptane. Na Sokolicy tłum. Ciężko dopchać się do barierki na tarasie widokowym. Utwierdza mnie to w przekonaniu i dobrej godzinie wyjścia. Na parkingu jestem o 11.30. Trochę zmęczony ale szczęśliwy.












































