Od Görlitz do Chojnowa
Görlitz, to miasto, które już od dawna miałem w planach.
Pięknie zachowana Starówka, śliczne klimatyczne kamieniczki
pełne zabytków, ukochane przez turystów i filmowców
jednocześnie bardzo okaleczone przez historię – w wyniku II wojny zostało ono podzielone granicą państwową i zupełnie nie przejmowano się tym, że rozrywa się w ten sposób wielowiekową tkankę miejską. Podobnie zresztą zrobiono z Gubinem i Guben, Słubicami i Frankfurtem nad Odrą i wieloma innymi miejscowościami. Szczerze mówiąc, uważam, że miasta takie powinny być po jednej albo drugiej stronie jako całość, ale co ja tam wiem...
Po prostu musiałem tam pojechać. W końcu plany się skonkretyzowały, bilety zakupione, rower przygotowany, ja – chyba – też. Oczywiście, znacie mnie, wiecie, że zwiedzanie łączę z jazdą na rowerze, dlatego zaplanowałem ponad 130-kilometrową trasę od Zgorzelca przez Görlitz, Lubań Śląski, zamek Czocha, Gryfów Śląski, Lwówek Śląski, Złotoryję (choć o tę tylko „zahaczyłem”) aż do Chojnowa. Pociągały mnie piękne widoki
trudne trasy, pełne długich podjazdów i licznych zjazdów, czyli to, co „króliczki lubią najbardziej”. Oczywiście, po drodze mnóstwo miejsc do zwiedzenia. Zanim jednak docieram do Zgorzelca mam dłuższą przerwę we Wrocławiu – czekam na pociąg. Jest noc, a dworzec PKP... zobaczcie sami
Sporo podróżuję, widziałem wiele dworców, ale ten we Wrocławiu jest, wg mnie, jednym z najpiękniejszych. Ciekawy jestem, czy się ze mną zgadzacie? Zgorzelec wita mnie zupełnie innym widokiem – nieczynny, zniszczony dworzec straszy i to dosłownie. Zdjęcia nie prezentuję, bo pełno na nim politycznych napisów i jeszcze by się ktoś obraził 🙂 Nic to, ruszam do Görlitz
Przejeżdżam obok, a precyzyjniej mówiąc pod Kościołem św. Piotra i Pawła.
Jeszcze do tej pięknej, gotyckiej świątyni wrócę, obiecuję. Teraz jednak oglądam jedną z najlepiej zachowanych baszt obronnych
i kościół św. Mikołaja.
oraz wieżę Mikołaja.
Zabytki robią naprawdę wielkie wrażenie, ale największa atrakcja dopiero przede mną. To wspomniany wcześniej kościół.
Piękne, białe wieże, typowy gotycki wygląd, mury wprost „ociekające” dawno minionymi latami...
Jedynym minusem jest to, że jest zamknięty i nie mogę wejść do środka 😢 Mówi się trudno i jedzie się dalej 🙂 Jeszcze tylko zdjęcie przedstawiające panoramę z widokiem na stronę polską
Kolejnym moim przystankiem jest rynek – Untermarkt (Rynek Dolny)
Tu podziwiam Ratusz
i okalające go kamienice
Ludzi prawie nie ma. Jestem ja i otaczająca mnie zewsząd historia. Po krótkiej zadumie, ślicznymi uliczkami
zmierzam do Obermarkt, czyli Rynku Górnego
a następnie w stronę Placu Pocztowego
po drodze oglądam Dicker Turm, czyli Grubą Wieżę
Kończąc moją podróż po Görlitz, zmierzam w stronę tarasu widokowego, skąd rozpościera się wspaniały widok na wiadukt kolejowy przez Nysę Łużycką.
I tak po prawie dwóch godzinach wracam do Polski. Myślę, że dwa dni by nie wystarczyły, żeby zobaczyć wszystko. W Zgorzelcu już się nie zatrzymuję, pędzę DK 30 w stronę Jeleniej Góry, w pewnym momencie skręcam i jadę do Sławnikowic, ponieważ – ponoć – znajduje się tam ciekawy kościółek.
Nie wiem, być może w środku jest piękny, zachwyca wystrojem (oczywiście zamknięty na cztery spusty), ale z zewnątrz wrażenie sprawia raczej średnie. Odpoczywam chwileczkę, siedząc na kupce gruzu obok bramy (ciekawa ozdoba, przyznacie), ale za to w cieniu, po czym jadę do Henrykowa, gdzie rośnie ponad 1500-letni cis, najstarsze drzewo na ziemiach polskich.
Widać, że będące w złej kondycji drzewo, na szczęście, jest ratowane, co – oczywiście – oznacza, że nie wygląda zbyt okazale, ale nie to jest najważniejsze. Pomyślcie, w momencie, kiedy ten cis wyrastał nie było jeszcze Polski, Niemiec, czy Francji, a na świecie wciąż pamiętano o Imperium Rzymskim. Kurczę, to przyprawia o ciarki... Kiedy dreszcze już mnie opuściły, wyruszam do Lubania Śląskiego.
Miasto to nie miało tyle szczęścia co Görlitz i w wyniku II wojny zostało bardzo zniszczone. Walki o tzw. Festung Lauban to zresztą jeden z ciekawszych epizodów tej wojny, ale jej skutki były dla miasta tragiczne. Trzeba tu dodać, że do wyglądu Lubania, czy innych poniemieckich miast przyłożyły rękę – niestety – również władze PRL, niszcząc, często bezmyślnie pozostałości, jak to określano „niemczyzny”. Jest to wyjątkowo widoczne we Lwówku, w którym piękny zabytkowy ratusz otoczony jest przez koszmarne, komunistyczne „pudełka” budowane bez żadnego planu, czy chociażby pomysłu urbanistycznego.
Wygląda to, niestety, okropnie. Opuszczam Lubań i kieruję się w stronę Leśnej i kolejnego głównego bohatera mojej podróży, czyli zamku Czocha. Zanim tam jednak docieram, zatrzymuję się na chwilę w Kościelnikach Górnych. Znajduje się tam neorenesansowy pałac, a ściślej mówiąc ruiny pałacu.
I to jest właśnie to, o czym pisałem wcześniej, nie został on zniszczony podczas wojny, nie. Popadł w ruinę już za rządów polskich, zdewastowany, okradany – serce się kraje. Kolejny przystanek to Zapora Leśniańska znajdująca się na Kwisie
Podziwiam wspaniałe widoki na Jezioro Leśniańskie
i jadę do zamku Czocha
Sama warownia robi całkiem fajne wrażenie, szczególnie biorąc pod uwagę, jak była dewastowana, okradana i wykorzystywana po wojnie –mieszkający tam uchodźcy z Grecji trzymali w nim... bydło.
Niestety, ogrom ludzi (już dawno nie widziałem takich tłumów) spowodował, że nie mogłem wejść do środka (musiałbym czekać ok. 3 godzin), więc podziwiam tylko widok zamku z zewnątrz
i ruszam do Gryfowa. Samo miasto robi na mnie dosyć smutne wrażenie. Może obrażę tu kogoś, ale mi się, po prostu, nie podoba. Teraz kolej na wspomniany już wcześniej Lwówek Śląski. Tutaj trochę zabytków pozostało: Wieża Bramy Lubańskiej
Kościół Wniebowzięcia NMP
Obelisk poświęcony przebywającemu w mieście cesarzowi Francuzów Napoleonowi Bonaparte
Czarna Wieża
Opisany wcześniej Ratusz. Mnie jednak zachwyca przede wszystkim Szwajcaria Lwówecka.
Po drodze do Złotoryi zatrzymuję się jeszcze w Płakowicach, żeby zobaczyć znajdujący się tam pałac,
a następnie, tuż przed najstarszym polskim miastem, robię zdjęcie pozostałościom mostu kolejowego na Kaczawie i znajdującym się tam „Wiszącym torom”.
Na resztki mostu nie wchodzę, choć sądząc po hałasach i dziecięcych głosach, tylko ja taki rozsądny jestem. Swoją podróż kończę w Chojnowie, kolejnym śląskim miasteczku okropnie okaleczonym przez historię i politykę.
Ciekawe ile osób dało radę doczytać aż do tego momentu, ponieważ tu będzie część najważniejsza – koniec! Do kolejnego razu.