Zachęceni wrażeniami z Carskiej Tropiny, wybraliśmy się znów do północnej części Puszczy Białowieskiej. Tym razem na punkt początkowy wycieczki wybrałam parking w Starym Masiewie, a trasa prowadziła ścieżką przyrodniczą „Wokół Uroczyska Głuszec”.

Najpierw odeszliśmy w bok czarnym szlakiem do ostoi żubrów Czoło i dawnego cmentarza ewangelickiego.

Żadnych żubrów nie widzieliśmy i nic dziwnego. Jaki mądry żubr wyszedłby na rozgrzaną słońcem polanę w upalne letnie południe? Wypatrzyliśmy za to słupki graniczne: polski i białoruski, bo na przeciwnym końcu polany, pod ścianą lasu przebiega granica państwa.

Później wróciliśmy na ścieżkę Wokół Uroczyska Głuszec, znakowaną kolorem czerwonym i dodatkowo strzałkami.

Szliśmy i szliśmy, a jak się zmęczyliśmy, to zobaczyliśmy tory i wkrótce mogliśmy wsiąść do pociągu. 🙂

Pociąg ze stacji Głuszec nie zamierzał nigdzie odjechać, bo jego rolą jest teraz pokazywanie się z jak najlepszej strony w skansenie kolejki wąskotorowej, a nie jeżdżenie. W związku z tym posiedzieliśmy, odpoczęliśmy i dalej na własnych nogach ruszyliśmy do celu.

Pod koniec przeszliśmy przez fragment wsi Stare Masiewo, gdzie wśród starych zabudowań widać sporo zadbanych domków. Ogólnie wieś sprawia wrażenie letniskowo-rekreacyjnej.

Trasa, choć niezbyt długa, (około 7 km) dość mocno dała się nam we znaki, bo w miejscach słonecznych dokuczał upał, a w cieniu ścigały nas komary. Dlatego w ramach odpoczynku, ochłody i nagrody, wracając do domu zatrzymaliśmy się nad Zalewem Siemianówka, na plaży w Starym Dworze. Ręcznik, który wrzuciłam do plecaka „na wszelki wypadek” bardzo się przydał. 🙂































