krokusowa wyprawa

8, Kinga
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem

Wyprawa na tatrzańskie krokusy marzyła mi się już od dość długiego czasu, ale tak się jakoś zawsze dziwnie składało, że nie miałam okazji tam się wybrać. Aż wreszcie tego roku postanowiłam, dość tych pobłażliwości i na krokusy jadę choćby nie wiem co. Przygotowania do wyjazdu rozpoczęłam od wnikliwej analizy wszelkich prognoz pogody, aż mój wybór padł na 19 kwietnia.

Dzień I : Dolina Olczyska i Polana Kopieniec
Rzeszów godzina 03.45, dobiega mnie gdzieś z oddali dźwięk budzika, wyłączam go i....już 05.00, sen przyszedł, ale bardzo nie w porę, a za minut 30 odjedzie mój pociąg, ale tak jakby beze mnie. Wyskakuję w pędzie z pieleszy, szybka refleksja i co teraz, wgląd w rozkład PKP i następny pociąg o 7.30. Nie ma wyjścia będę miała 3 godziny w plecy, ale wyspana jestem. Pakuję ostatnie rzeczy i transportuję się na dworzec, udaje mi się szczęśliwie zapakować w pociąg i już jadę w moje góry. Jeszcze tylko przesiadka w Tarnowie i 40 min. oczekiwania na następny pociąg. Do miasta Kraka dojeżdżam koło 11 i tu mam przynajmniej farta bo od razu wsiadam w autobus do Zakopca.
Zakopane wita mnie cudnie ośnieżonymi szczytami i pięknym słonkiem. Jeszcze tylko drobne zakupy w sklepie i podążam na kwaterkę. Tu bynajmniej dużo czasu nie zabawiam, bo góry wzywają. Przepakowuję plecak, wrzucam coś na ząb i wyruszam w Dol. Olczyską. Mniej wiecej koło godziny 15 jestem na Jaszczurówce u wylotu doliny. Na niebie zebrało się już trochę chmur, ale mam nadzieję, że deszczu z tego nie będzie. Maszeruję sobie dolinką, wsłuchuję się w śpiew ptaków, bo świergolą tu niesamowicie i rozpiera mnie niesamowita radość, że znów jestem w Tatrach. Ludzi w dolince na razie nie widać, po jakimś czasie dopiero spotykam pierwszą wracającą osobę. Korzystam z okazji i wypytuję jak się ma sprawa z krokusami. Okazuje się, że na Polanie Olczyskiej jest ich niewiele, ale za to pod Kopieńcem są ich miliardy. Suma ta robi na mnie zawrotne wrażenie i z nową porcją energii wędruję dalej. Niedługo potem docieram do Polany Olczyskiej i dostrzegam pierwsze krokusy, ale rzeczywiście jest ich tu niewiele, więc szybko się stąd zabieram, w końcu tam czekają na mnie miliardy. Na szlaku od Olczyskiej do Kopieńca można się troszkę zmęczyć, ale wszelki trud zostaje wynagrodzony: las w końcu się rozstepuje i pierwsze co widzę to moje wytęsknione kwiaty. Od razu rzucam się w wir sesji zdjęciowej. Krokusy rozciągają się na polanie fioletowym kobiercem od zbocza Kopieńca aż po szałasy pasterskie. Kiedy opadają pierwsze emocje związane z widokiem tylu krokusów i pierwszy głód zdjęciowy zostaje zaspokojony wychodzę na szczyt Kopieńca i delektuję się widokami. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że Tatry to jednak najpiekniejsze góry Polski, przynajmniej w moim mniemaniu. Z takimi to refleksjami schodzę z Kopieńca drugą stroną i robię pętelkę, wprawdzie można zejść do Toporowej Cyrhli, unika się w ten sposób powrotu tą samą trasą, ale ja chcę jeszcze przejść całą polanę i nacieszyć oczy ile się da. Zdjęcia pochłaniają mnie bez reszty, tak więc spędzam tu dość dużo czasu, jednak krok po kroku zbliżam się do mojego punktu wyjścia. Czas pożegnać się z tym pięknym miejscem, jeszcze ostatni rzut oka, ostatnie fotki (akurat słońce wyszło) i wracam tą samą trasą do Jaszczurówki.

Dzień II
Dziś w programie dnia Dol. Chochołowska i może coś jeszcze, ale na razie nie robię planów, nie mam zamiaru nigdzie się spieszyć mam czas, dużo czasu. Po drodze przez Antałówkę, zatrzymuję się na chwilę bo nie mogę przejść obojętnie koło Giewontu, który z tego miejsca prezentuje się wspaniale. Do Chochołowskiej dojeżdżam prawie pustym busem, lekce sobie ważę kolejkę i raźno maszeruję ku Polanie Huciska. A polana piękna, we fiolety się przybrała, gdzieniegdzie poprzeplatana jeszcze płatami śniegu. W zupełności przepadam razem z moim aparatem i czasu nawet nie liczę, a spędziłam go tu niemało. W przerwie sesji lokuję się w dogodnym miejscu i raczę śniadankiem, lepszego miejsca na małe co nieco nie można sobie wymarzyć. Czas ruszać jednak w dalszą drogę ku Polanie Chochołowskiej, miejsce chyba najbardziej kojarzące się z krokusami. Po niespełna chyba godzince osiągam swój cel, a tu wow...w życiu nie widziałam tylu krokusów. Ta polana to cud natury, całkiem rzuciła mnie na kolana. I ten Kominiarski Wierch - nieodłączny element pocztówek z Dol. Chochołowskiej. Uwagę moją przykuły też Mnichy Chochołowskie - piękne te skałki, jaka szkoda, że nie prowadzi tam żaden szlak, chętnie bym tam pograsowała. I nagle wśród tych pięknych okoliczności przyrody pojawia się Pani z krótkofalówką i przestawia wszystkich obecnych z miejsca na miejsce, po chwili dopiero okazuje się, że ekipa filmowa kręci właśnie tu zdjęcia do filmu dokumentalnego. Turystów nadciaga jednak coraz więcej i zdjęcia zostają tymczasowo wstrzymane. A ja zmierzam ścieżką do kapliczki i dalej do schroniska, a właściwie to idę krok do przodu a dwa do tyłu, bo zdjęcia pochłaniają dużo czasu.
Po drodze dowiaduję się od spotkanych osób, że na Rusinowej Polanie na którą zamierzałam się jutro wybrać krokusów nie ma wcale. Czuję lekki żal bo nastawiłam się, że tam będzie ich mnóstwo, ale nic to bo po chwili okazuje się, że na ścieżce nad reglami na polanach są wyjatkowo okazałe krokusy, ponoć sporo większych rozmiarów niż na Polanie Chochołowskiej. Postanawiam ruszyć tym tropem. Żegnam się z Dol. Chochołowską, która dostarczyła mi tylu pięknych wrażeń i ruszam na Ścieżkę nad reglami do Dol. Kościeliskiej. Przez mniej więcej godzinę szlak biegnie cały czas w górę, ścieżka miejscami jest mocno zaśnieżona i zatorowana przez powalone świerki. Pierwsza napotkana polana- Polana Jamy niestety nijak nie pasuje do tych opisów o wspaniałych krokusach bo jest ich tu zaledwie kilka kęp. Następna- Niżnia Kominiarska jest miejscami jeszcze mocno zaśnieżona, ale krokusów jest tu pod dostatkiem, wprawdzie rozmiarami nie odbiegają od tych chochołowskich, ale sama polana w świetle chylacego się już ku zachodowi słońca wygląda pieknie. Spędzam tu krótką chwilę i zmierzam dalej, tym razem szlak już biegnie cały czas w dół. Pojawia się trzecia polana - Przysłop Kominiarski, ale tu już krokusiki poszły spać, pora na nie już trochę późna, zagłębiam się więc dalej w las, ale to już końcówka szlaku i niebawem wychodzę w Dol. Kościeliskiej, a tu w porównaniu z Chochołowską - puściuteńko. Chochołowska wiosną ma zdecydowanie większą moc przyciągania. Wracam busem do Zakopca, a po powrocie w oczach mam te fiolety a w uszach śpiew ptaków - to był piekny dzień.

Dzień III
Ostatni dzień pobytu, po południu niestety muszę wracać, a do tego czasu wymyśliłam sobie, że może bym tak wyjechała kolejką na Kasprowy. Nie miałam jeszcze okazji nią jechać, zawsze skutecznie odstraszał mnie widok tej gigantycznej kolejki do kolejki. Podziwiam cierpliwość wszystkich oczekujących. Za to teraz sprawa przedstawia się w ciekawszej perspektywie, pora jest przedsezonowa, więc tłoku nie powinno być. Tak sobie rozmyślając pakuję plecak do wyjścia, tylko zaraz gdzie podziała się moja kurtka. Przetrząsam wszystkie moje rzeczy i nie chce być innaczej, kurtka dostała kamfory. Musiała sobie zostać gdzieś w Chochołowskiej, tylko gdzie oto jest pytanie. Muszę spisać ją na straty, całe szczęście wartości była niewielkiej, ale i tak żal, wczorajsze krokusy skutecznie odwróciły moją uwagę od reszty świata. Ruszam więc do Kuźnic z lżejszym plecakiem prosto do kasy kolejki, a tu jak przyjemnie popatrzeć w kolejce zaledwie kilka osób, cóż za odmienny obrazek od tego do którego zdażyłam już przywyknąć. Kupuję bilet góra-dół i wyjeżdżam z grupą narciarzy na górę. Z okien wagonika wypatrzyłam piękny łan krokusów na Kalatówkach, to będzie następny punkt programu. Dojeżdżamy do Kasprowego, a tu zima na całego i mroźny wiatr daje się we znaki. Poczułam nagłą tesknotę za moją kurtką, bo polar przed wiatrem raczej nie chroni. Ale pięknie jest, słonko świeci, niebo bezchmurne, widoczność jest wspaniała. Widać nawet Babią Górę, przynajmniej mnie tak się wydaje, że to ona. Wokół słychać szum sunących po śniegu nart. Przechadzam się trochę po grani, dochodzę do Przełeczy Liliowe i tu decyduję się już zawracać. Porządnie zmarzłam, a poza tym Kalatówki jeszcze do zrobienia, a czasu ubywa. Zjazd kolejką w dół był dla mnie niesamowitą frajdą, pełna mocnych wrażeń wysiadam i przeszczęśliwa ruszam na moje Kalatówki. A tu mam wrażenie jakbym znalazła się w jakiejś bajce, znów jestem w centrum fioletowego szaleństwa. Siadam więc i podziwiam te cudowności i wcale nie mam ochoty stąd odchodzić, przedłużam więc w nieskończoność moment opuszczenia mojej bajki, ale zegarek bezlitośnie odmierza mój czas i godzina robi się już niebezpiecznie późna. Z przykrością więc żegnam Kalatówki i pędem zbiegam na dół, żeby szybko się spakować i zdążyć na autobus. Na dworzec wpadam w ostatniej chwili, jadę do Krakowa, tu znów ledwie wyrabiam na pociąg (wydawało się, że 2,5h z Zakopca do Krakowa wystarczą w zupełności, ale okazuje się, że nie jest to takie pewne).
Wyprawa zakończyła się sukcesem - wracam.

24, Kinga
24, Kinga
9, Kinga
25, Kinga
10, Kinga
26, Kinga
11, Kinga
27, Kinga
12, Kinga
28, Kinga
29, Kinga
13, Kinga
30, Kinga
14, Kinga
31, Kinga
15, Kinga
32, Kinga
16, Kinga
33, Kinga
17, Kinga
34, Kinga
2, Kinga
18, Kinga
35, Kinga
3, Kinga
19, Kinga
krokusowa wyprawa, Kinga
4, Kinga
20, Kinga
5, Kinga
21, Kinga
6, Kinga
22, Kinga
7, Kinga
23, Kinga
Avatar użytkownika Kinga
Kinga
Komentarze 6
2009-05-02
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Anna Siemomysła
Anna Siemomysła
15 marzec 2011 18:03

O rany, rany! Jaki  świat jest piękny!!!!

 pozdowienia!

Avatar użytkownika monika
monika
22 październik 2010 07:24
Rzeczywiście krokusy mają swój urok i piękno. Unikatowe zdjęcia tych pięknych kwiatów
Avatar użytkownika Midorihato
Midorihato
08 lipiec 2009 22:40
Watpie by sie to PKP udalo. Problem dotyczy tej cholernej zmianie kierunkow jazdy: Plaszow, Sucha, Chabowka oraz duzego nachylenia trasy zwlaszca na odcinku Kalwaria - Sucha. Tam nie da sie szybko jechac - tak przynajmniej twierdzi moj znajomy maszynista.
Avatar użytkownika Kinga
Kinga
08 lipiec 2009 19:37
tak na żywo krokusiki robią wrażenie niesamowite, koniecznie wybierzcie się w przyszłym roku.
A propo trasy Zakopane-Kraków, już biorę na nią poprawkę 🙂)) ,ale mam też nadzieję, że i PKP uruchomi normalne połączenie, ponoć robią coś w tym kierunku żeby skrócić znacznie czas dojazdu bo teraz to tragedia.
Avatar użytkownika Midorihato
Midorihato
07 lipiec 2009 13:08
No to miałaś 200% szczęścia - my pojechalismy szukać krokusów a wyszedł gęsi survival :-(
Co do powrotu Zakopane-Kraków to zawsze trzeba brać poprawkę na korki, bo Zakopianka jest jak Barbakan: w wiecznym remoncie!
Bywają takie dni że jedzie się 4 godziny!
Avatar użytkownika MARTUSIA I ADAŚ
MARTUSIA I ADAŚ
07 lipiec 2009 11:26
Coś pięknego te krokusy, mam nadzieję że uda nam się wybrać w następnym roku na tak cudowną wyprawę. Na zdjęciach krokuski wyglądają bajecznie a co dopiero na żywo😉 pozdrawiam!
Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024