Po prostu obudziliśmy się w niedzielę i postanowiliśmy pojechać do Zakopanego. Zabraliśmy znajomych i wyjechaliśmy coś około południa a przed nami 2,5 godziny drogi. Kiedy dotarliśmy do miasta było już późnawo by gdziekolwiek wyruszć. W mieście też jest co zwiedzać jednak ja byłabym niepocieszona gdybyśmy nie zdobyli jakiegoś szczytu.
Zapadła decyzja - idziemy na Nosal.
Dotarliśmy do Kuźnic a stamtąd udaliśmy się zielonym szlakiem na nasz szczyt. Na szlaku było właściwie pusto, bo pora późna i raczej z tej strony mało kto atakuje szczyt.
Kiedy zdobyliśmy Nosal, było tam tylko kilka osób. Normalnie to jest tam tłok jak na Sokolicy w Pieninach, bo i trochę Nosal mi ją przypomina ( strome przepaście w dół ).
Jednak po chwili zostaliśmy w czwórkę w swoim gronie. Mogliśmy się cieszyć widokami i trochę pobawić w dzieci, które zobaczywszy pierwszy śnieg od razu lepią bałwana. My ulepiliśmy kilka ale miniaturek. Za to zabawa była niezła.
Gdy zaczęło się robić późnawo niestety musieliśmy opuścić szczyt i ku naszemu zdziwieniu z drugiej strony Nosala jeszcze kilka osób podchodziło na szczyt.
W mieście zrobiliśmy spacer Krupówkami no i trzeba było wracać do domu.










