Dzisiaj przedstawiam państwu wycieczkę do wrocławskiego afrykarium. Przyznaję, że wszyscy uczestnicy byli podekscytowani. W końcu jedziemy tam po raz pierwszy. Niestety pogoda nie dopisała, ponieważ cały dzień padał deszcz, ale nie przejmujemy się. Tak więc mama, siostra i ja wsiedliśmy do mojego auta i jadąc autostradą A4 dojechaliśmy do Wrocławia. Na miejscu szukaliśmy tablic prowadzących do afrykarium.
Parking znaleźliśmy bez problemu, na którym płaci się za długość parkowania w godzinach. Początek oglądania rozpoczęliśmy od ekspozycji znajdujących się wewnątrz budynku, który jest otoczony przez zoo. Wewnątrz zwiedzanie zaczyna się od akwariów pełnych różnych ryb, a nawet płaszczek. Idąc przez ekspozycje poświęcone zwierzętom żyjącym w kanale Mozambickim można dojść do hipopotamów, a jest ich aż 4. Później idąc wedle kierunku zwiedzania można znaleźć kolejne duże akwarium, w którym są płaszczki, rekiny i... żółw. Następnie pingwiny, foki oraz motyle. Po obejrzeniu dostępnych zwierzaków wewnątrz afrykarium należy kierować się na zewnątrz do zoo. Na terenie całego obszaru są rozmieszczone słupy informujące, gdzie można znaleźć poszczególne zwierzęta. Wśród nich jest tygrys, żyrafa, małpy, leniwce, słonie, itd. Największe wrażenie zrobiły na nas właśnie leniwce chodzące po lianach drzewnych tuż nad głowami zwiedzających. Następnym punktem po małpach i leniwcach były akwaria pełne różnych gatunków żółwi, węży i jaszczurek.

Końcowe zwiedzanie zakończyliśmy na tygrysie, który długo nie chciał nam się pokazać. Kiedy już straciliśmy nadzieję, obok nas kierowca przejechał specjalnym wóżkiem pomalowanym na kolory tygrysa, więc od razu się pokazał z nienacka wyskakując z ukrycia. Gdzieś tam w pobliżu tygrysa powinien być też wilk, ale nie było nam dane go zobaczyć. Dziękuję za uwagę.




























