Jest piękny jesienny dzień. Słońce próbuje przebić się przez chmury. Trudno usiedzieć w domu. Starsze dziecko ma swoje zajęcia, więc zabieramy młodsze i jedziemy za miasto. Właściwie też do miasta, tyle że małego, czyli do Supraśla.
Spacerujemy bulwarem nad rzeką Supraśl z widokiem na prawosławny Monastyr Zwiastowania NMP. W sezonie przy ładnej pogodzie bywają tu takie tłumy, że trudno dopchać się do kąpieliska. Teraz oprócz nas widzimy tylko dwie młode pary z fotografami, które robią zdjęcia ślubne w jesiennej scenerii. Plac zabaw i siłownia pod chmurką są w całości do naszej dyspozycji.

Potem przechadzamy się ulicami miasteczka, wychodzimy poza Supraśl i wchodzimy do Puszczy Knyszyńskiej. Las jest jesiennie kolorowy, pachnący mchem i grzybami, taki jak lubię. Na polanie spotykamy stado jeleni... z gałęzi i korzeni. Prawdopodobnie jest to efekt prac uczniów Liceum Plastycznego mieszczącego się w Supraślu.
Spotykamy też grzyby. Córka już odróżnia grzyb od nie-grzyba, ale na razie nie robi jej różnicy czy to muchomor, podgrzybek czy purchawka. Muszę uważać, gdy próbuje zbierać grzyby trujące, albo rozdeptać jadalny, bo może z niego też poleci taki fajny dymek jak z purchawki.

Wracamy zadowoleni i z porcją podgrzybków na kolację.






























