Arco i Jezioro Garda
Podróż jest zaznaczona jako prywatna. Nie jest publicznie dostępna na żadnych listach. Można ją zobaczyć tylko przy wykorzystaniu bezpośredniego adresu URL.
Tak, wiem, że znowu wycieczka zagraniczna. Ale pomyślałam, że za oknem już prawie zima, więc wspomnienie słonecznych, upalnych dni sprzed lat może poprawić humor komuś 🙂.
To był mój pierwszy wyjazd wspinaczkowy do Włoch. Jezioro Garda uchodzi za raj dla miłośników wielu różnych dyscyplin sportowych, jak rower, windsurfing, paralotnie, bieganie i moja ukochana wspinaczka. Wokół jeziora ciągną się Alpy, które tutaj są dość niskie - mają nieco ponad 2200 m n.p.m. w najwyższym punkcie - masywie Monte Baldo. Prawie wszędzie są urwiska i skaliste brzegi, na których pobudowano małe miasteczka. My pojechaliśmy do mekki wspinaczy - Arco - położonego nieco nad północnym brzegiem jeziora.
Codziennie upał dochodził do ponad 30 stopni w dzień i nieco mniej niż 30 w nocy. Spaliśmy na kempingu i naprawdę nie było chwili wytchnienia od gorąca. Nawet ciepła woda pod prysznicem irytowała. Szukając cienia zapuszczaliśmy się w rejony położone nieco dalej, w stronę Dolomitów. I tak trafiliśmy do Val d'Algone - małej doliny będącej rezerwatem biosfery UNESCO, znajdującej się nieopodal Trydentu, na terenie Parku Narodowego Adamello - Brenta. To w zasadzie dość dzikie miejsce, w którym jeszcze podobno można spotkać i niedźwiedzia. Te zwierzęta zostały właściwie w Alpach wybite, co sprawia, że można sobie bez strachu pochodzić po alpejskich ścieżkach po zmroku. Co prawda wolę spotkać misia z daleka, niż rozjuszonego psa pasterskiego, jak rok temu w Alpach Liguryjskich, ale to tylko luźna dygresja. Sektory wspinaczkowe leżą tuż za rwącym górksim potokiem, który pokonujemy wykorzystując własne stopy - nie ma mostka, więc albo przeskakujemy po kamieniach, albo ściągamy buty i zanurzamy je w lodowatej wodzie, co przy panujących w okolicy latem upałach może być niezłym szokiem termicznym. Nasz sektor był całkiem zacieniony, a od wody bił przyjemny chłód. Łatwego wspinania dla mnie nie było zbyt wiele, więc cały dzień spędziłam na asekurowaniu partnera. W okolicy odkryłam potem półdarmowy kemping z dwoma wygodami - kranem z zimną wodą i sławojką - na niskobudżetowe wakacje w Dolomitach jak znalazł 🙂.
Inną piękną okolicę znaleźliśmy w naszym przewodniku wspinaczkowym - było to Val Lomasone, leżące na wysokości 725 m n.p.m. - jednak w tym przypadku wysokość nie gwarantowała chłodu. Zwłaszcza, że interesujące nas skały znajdowały się prawie w całości w słońcu.
Poza tymi dwoma wycieczkami wspinaliśmy się tylko w sektorach rozmieszczonych wokół Arco, oferujących wspinanie w szerokim zakresie trudności, co mnie bardzo cieszyło, bowiem wreszcie miałam w czym wybierać. Tamtego lata poprowadziłam chyba największą jak do tej pory ilość dróg. Najdłuższa - ponad 25-metrowa z dołu przyprawiała mnie o zawroty głowy. 25 metrów - ile to jest? Mieszkanie ma przeciętnie 2,20 m. Wystarczy ustawić na sobie 10 mieszkań 😉. Była wyjątkowo długa, a przy stanowisku także obfitująca w widoki. Pamiętam, że na samej górze zrobiło mi się niedobrze - dosłownie, kiedy popatrzyłam w dół i adrenalina związana z wysiłkiem opadła. Nie lubię takich długich dróg, w Tatrach raczej nie mam napadów lęku wysokości, ale tam... przypięta do stanowiska jednym małym karabinkiem uruchomiłam odruchowo swoją nazbyt bogatą wyobraźnię. Brrr. Na szczęście była bardzo gęsto obita - od dźwigania takiej ilości ekspresów nadoiły mi się szpejarki przy uprzęży. I była bardzo ładna, zróżnicowana i techniczna.
W przerwie od wspinania wybraliśmy się do Werony. Troszkę ją sobie pozwiedzaliśmy. Widzieliśmy Amfiteatr, kilka kościołów, kilka placyków, no i oczywiście dom Julii z legendarnym balkonem. Na ścianie w przejściu do domu zakochani wpisują swoje imiona, co ponoć ma ich połączyć na zawsze. Wśród wielu podpisów nam rzuciło się w oczy pokaźne serce z imionami "Ben & Josh". Słodkie 😁. Na koniec wstąpiliśmy do jednej z licznych winiarni na lampkę wina i krótką pogawędkę z jej właścicielem. Uwielbiam Włochów i od lat staram się bezskutecznie znaleźć czas na naukę włoskiego 🙂. Może kiedyś uda się zacząć, mam nadzieję 🙂.
Potem przyszedł czas na Limone Sul Garda - miasteczko słynące z uprawy cytryn. No i pędzenia cytrynówki 😁.
Arco odwiedziliśmy jeszcze dwukrotnie w kolejnych latach. Oprócz wspinania zwiedzaliśmy także okolicę, byliśmy w muzeum w Rivie (bardzo polecam), pochodziliśmy po otaczających Gardę górach, zajrzeliśmy do kilku bardzo starych kościołów, na średniowieczny zamek, oglądaliśmy na żywo zawody Rock Masters i mijaliśmy się na ulicach z największymi gwiazdami światowego wspinania. Okolica naprawdę piękna i gorąco przeze mnie polecana na wakacje. Bliskość Alp - w tym Dolomitów, duże jezioro, mnóstwo ścieżek rowerowych i biegowych, szkoły i cała infrastruktura dla windsurferów oraz mnóstwo wszelkiego rodzaju atrakcji powoduje, że jest to świetne miejsce dla sportowców i nie tylko oraz rodzin z dziećmi. I nie tylko 😉. Plus wspinania mnóstwo, aż życia nie starczy, żeby to wszystko przewspinać. I do tego stosunkowo tanie kempingi, a przy odrobinie kreatywności także możliwość (zabronionego co prawda) darmowego spania na dziko w opcji niskobudżetowej.
Do Arco na pewno jeszcze przyjedziemy. W planach mam wejście na Monte Baldo - prawie 2,5 km przewyższenia i zdobycie Monte Cadrii - najwyższego szczytu w tej części Alp. No i wspinanie od rana do wieczora 🙂.