Dolina Pięciu Stawów Spiskich

Podróż jest zaznaczona jako prywatna. Nie jest publicznie dostępna na żadnych listach. Można ją zobaczyć tylko przy wykorzystaniu bezpośredniego adresu URL.

Pod Chatą Teryho, EmiZtg
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem

Pięć Stawów Spiskich to tak trochę jak nasze polskie. Od dawna byłam ciekawa, jak ta dolinka wygląda. No i cóż, na pewno nie jest tak rozległa, jak nasza, ale otaczają ją wyższe szczyty. No i stawy nie są takie duże, a podejście na jej próg krótsze, ale bardziej męczące. Tego dnia mieliśmy nieco bardziej ambitne plany, myśleliśmy o Lodowym lub Baranich Rogach, wzięliśmy buty podejściowe i kaski na tę okoliczność, no ale... niestety się nie udało.

Z Jurgowa wyjechaliśmy wcześnie rano (swoją drogą polecam noclegi w Jurgowie dla osób, które wybierają się w Tatry Słowackie, a nie chcą przepłacać w euro - jest tanio i można ominąć korki przed Łysą Polaną), przynajmniej jak dla nas, bowiem w Smokovcu byliśmy o 10-tej. Parking był pustawy, co dawało nadzieję na brak tłumów na szlaku, ale jak zobaczyliśmy ludzi koczujących pod kolejką na Hrebienok, to zwątpiliśmy. Na początku też chcieliśmy wjechać na górę, ale perspektywa godziny czekania była zniechęcająca. Ruszyliśmy więc na zielony szlak, ale szybko zawróciliśmy do samochodu. Niestety dzień wcześniej na Krywaniu moje nowe buty podejściowe mocno mnie obtarły i wędrówka w nich możliwa nie była. Ubrałam więc buty do biegania, ale takie bardziej pod teren, z bardzo dobrym bieżnikiem. Są super wygodne, prawie jak kapcie, więc moje stopy "odetchnęły" z ulgą. Podejściówki powędrowały do plecaka, bo miały się przydać wyżej (jakoś zagryzłbym zęby i szłabym, bezpieczeństwo jest w końcu ważniejsze, niż zdarte pięty). 

W drodze na Hrebienok, EmiZtg
W drodze na Hrebienok, EmiZtg

Pierwszy postój to kawa na Hrebienoku. Ze styropianowego kubka, ale całkiem dobra. I droga, 2,50 euro za espresso to spora przesada moim zdaniem. Potem powędrowaliśmy w stronę Chaty Zamkovskiego, mijając Obrovski Wodospad. Jeszcze nigdy nie byłam przy nim w lecie, zawsze w zimie i nie widziałam go w pełni, bez śniegu i lodu, a naprawdę jest co podziwiać.

W końcu dochodzimy do chaty i na chwilę zaglądamy do środka. Przerwa na coś słodkiego i dalej w drogę. Mój M. idzie szybciej ode mnie, ja po Krywaniu mam zmęczone mięśnie, poza tym zaczyna mi dokuczać kolano (mam chondromalację i raz na jakiś czas pogorszenia, muszę bardzo uważać w górach). Wspomagam się kilkoma kapsułkami odżywki białkowej, może mi przejdzie to zmęczenie, choć ból kolana to znak, że muszę zwolnić, żeby być w stanie w ogóle zejść później na dół. No więc idę sobie powoli, z kanapkę w ręce i zauważam, że ciagle ktoś mnie mija. Strasznie mnie to frustruje, bo to ja zawsze mijam ludzi w górach. Moje ego cierpi 😉. Ale kolano ważniejsze. Szlak jest poprowadzony wzdłuż Małego Studenego Potoka, dnem Doliny Zimnej Wody, w malowniczym otoczeniu, z jednej strony Grań Łomnicy, z drugiej masyw Pośredniej Grani. W pewnym momencie dostrzegam w górze schronisko i myślę sobie, dlaczego ono jest tak wysoko? Z M. umawiam się przy wodospadzie, ale kiedy do niego dochodzę, to widzę, że mój partner jest już na ostatnich zakosach i po prostu biegnie - czyli całą pozostałą drogę muszę przejść sama. Na szczęście już jakiś czas wcześniej zabrał mój kask i drugie buty z plecaka, żeby mnie odciążyć, ale mimo to tempo mam okropnie wolne jak na mnie, no i to kolano dokucza coraz bardziej. W pewnym momencie pojawia się myśl, żeby zawrócić, bo ból już mi żyć nie daje, nie chcę sobie zrobić krzywdy, ale nie ma zasięgu, nie mogę zadzwonić do M., pewnie by się nie domyślił, albo pomyślałby że coś się stało... Nie miałam więc wyjścia i po prostu poszłam dalej.

Rozstaje szlaków, EmiZtg
Rozstaje szlaków, EmiZtg

Przez ścianę, na szczycie której stoi Chata Teryho, szlak wiedzie zakosami, więc podejście nie jest bardzo męczące. Idę i liczę sobie te zakosy, ile w prawo, ile w lewo. Takie małe zboczenie, często tak robię, żeby się nie zanudzić na podejściach 😉. Po lewej widzę już Żółtą Ścianę i wspinający się na niej zespół. Dziewczyna jest już na grani, chłopak w ścianie. Ostatni wyciąg przed nim. Potem sprawdziłam, że to była VI - hm, chciałabym kiedyś wspiąć się tam, ale jednak taka trudność jeszcze długo będzie poza moim zasięgiem. W schronisku przy wejściu wiszą rysunki z nazwami i trudościami dróg wspinaczkowych na Żółtej Ścianie, Pośredniej i Łomnicy. Widzę, że są też jakieś czwórki, uff..., więc może uda mi się namówić M. na wspinaczkę w tej okolicy. Bardzo bym chciała, chyba nawet bardziej niż wejść na Lodowy czy te Baranie Rogi. W ogóle cała ta Żółta Ściana jest bardzo ciekawa. Od strony szlaku wygląda jak strzelista turnia, czarna, z wielką, żółtą, przewieszoną plamą na dole. Wspinający się na niej taternicy w kolorowych ciuszkach wyglądają super, tak kontrastowo 🙂. Od drugiej strony jest częścią masywu Pośredniej i można sobie na nią normalnie wejść (tzn. szlaku nie ma i nie zachęcam).

Przede mną ciągle zakosy, męczę się już i dyszę i nagle co ja widzę - mój M. zbiega do mnie - pewnie, żeby mnie ochrzanić, że za wolno idę. Ale nie, on bierze mi plecak, jak wspaniale, że się zlitował, szkoda, że tak późno 😉. Odciążona idę sobie i wtem orientuję się, że pierwszy raz dziś kogoś wyprzedzam! Szoki i niedowierzanie. To nosic. A wyprzedzam tylko dlatego, że usiadł 😢. Gramolę się na plateau i nie posiadam się z zachwytu. Widzę małe, urocze schroniseczko, o którym zawsze marzyłam, by je odwiedzić, a nad nim różne fajne szczyciki. No i szlak na Czerwoną Ławkę z Małym Lodowym obok, który też był w jednym z planów na dziś, no ale jednak nie... Jednak nie dam rady. M. jest niepocieszony. Przykro mi, innym razem. Namawia mnie jeszcze na te Baranie Rogi, ale postanowiłam, że na nie wejdę od drugiej strony - Doliny Kieżmarskiej, bo tam tudniej, a ja nie uznaję ułatwiania sobie 😉. No a poza tym jest już późno, dochodzi 13-sta, czyli tylko 6 godzin do zmroku. I do tego bardzo zimno, myślę, że tak jak dzień wcześniej na Krywaniu. I bardzo mocno wieje. I potwornie boli mnie kolano. I o zmianie butów na podejściowe nie chcę nawet myśleć. Moje pięty też tego nie chcą. Trudno, następnym razem będzie coś większego. Na obejście jeziorek na około też nie daję się namówić. Idę do schroniska.

Obrovski Wodospad, EmiZtg
Na szlaku do Chaty Zamkovskiego, EmiZtg
Rozstaje szlaków przy Chacie Zamkovskiego, EmiZtg

A w chacie duszno i gorąco. Ściągam kurtkę i bluzę. Idę zobaczyć na menu. Jest moja ulubiona czesnaczka 🙂. Zamawiamy więc zupę i bylinkovy czaj. A potem drugi. I to był błąd. Otóż do bylinkovego czaju dają różne lokalne zioła, oczywiście nie zbierane w Tatrach, bo to zabronione. Prym wiedzie macierzanka. A ona jest moczopędna. Dobrze działa na zapalenia pęcherza i różne kobiece dolegliwości, można robić w niej nasiadówki i kąpiele. Dwa kubki oznaczają zatrzymywanie się co chwila i szukanie dobrego miejsca. A jak się idzie powyżej schroniska, to nie jest to łatwe. Zwłaszcza jak się jest kobietą 😉. W bylinkovym czaju jest też wierzbówka, pędy sosny albo po prostu igliwie, mięta, cytryna i powinien być miód, ale nie liczyłabym na to. Podobny smak ma rodzima Starosłowiańska z Darów Natury, jak ktoś lubi słowacką schroniskową, to Starosłowiańska będzie bardzo podobna.

Po dwóch godzinach kontemplowania widoków za oknem w końcu podejmujemy decyzję o zejściu. Tylko że nie mam najmniejszej ochoty wychodzić na ten wygwizdów. Wieje strasznie. Jest lodowato. Ubieram bluzę merino, puchówkę, kutykę, trzy kaptury na głowę i naciągam rękawy bluzy na dłonie. Chodzimy chwilę wokół jeziorek, po czym ruszamy na dół. Wreszcie jest prawie pusto. Zejście jest nawet przyjemne, choć kolano daje o sobie znać. Schodzimy w towarzystwie pary Słowaków, rozmawiamy, jest całkiem miło 🙂. Raz my ich wyprzedzamy, raz oni nas. Kolano boli coraz bardziej i bardziej, zagryzam zęby i wspieram się na kijkach. Nie chcę wolno iść, bo czasu do zmroku jest niewiele, a chodzenia po nocy nie lubię. No i czeka nas jeszcze powrót do Bielska. Przy Chacie Zamkovskiego znowu robimy postój. Następny przy Hrebienoku, by zrobić obowiązkową fotę z niedźwiedziem 🙂. Schodzimy tak jak weszliśmy - zielonym szlakiem, na samym dole wchodząc na asfalt. W Smokovcu na szybko zjadamy obiadokolację w barze, bardzo dobry gulasz segedyński z knedlem, po czym ruszamy do domu.

Pod Chatą, EmiZtg
Pod Chatą, EmiZtg

Ta wycieczka była... pod pewnymi względami mimo wszystko udana. Nowe miejsce, nowe schronisko, nowa lekcja na przyszłość 😉. Ale też ciężka i bolesna. No i nie wiem, kiedy będę mogła wrócić na szlak, nie mówiąc już o Tatrach i "czymś więcej".

Przebieg trasy: http://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=19370 

Gdzieś tam na wypłaszczeniu jest Chata Teryho, EmiZtg
Gdzieś tam na wypłaszczeniu jest Chata Teryho, EmiZtg

Wycieczka zajęła nam 7:30 h, po odliczeniu postojów, których było sporo (całość 9:30, więc bardzo dużo jak na taki mały kilometraż).

 

Już widać chatę, EmiZtg
Masyw Łomnicy, EmiZtg
Rozstaje szlaków pod Chatą Teryho, EmiZtg
Z tyłu widać Lodowy Szczyt, EmiZtg
Jeden ze stawów, EmiZtg
Pierwsze z lewej to Baranie Rogi, EmiZtg
Żółta Ściana a za nią Pośrednia Grań, EmiZtg
Wreszcie stoję pod schroniskiem, EmiZtg
Otoczenie dolinki, EmiZtg
Miał być gest zwycięzcy, ale nawet nie miałam siły się uśmiechnąć, EmiZtg
Rysunek ze schematem dróg na łomnicy, EmiZtg
Czas schodzić, EmiZtg
Ostatni rzut oka za siebie, EmiZtg
Wodospad troszkę wypłaszczony, EmiZtg
Już blisko do Chaty Zamkovskiego, EmiZtg
Cała ja ;), EmiZtg
Avatar użytkownika EmiZtg
EmiZtg
Komentarze 10
2017-09-10
Moje inne podróże

Wycieczka na mapie

Zwiedzone atrakcje

Jurgów

Jurgów

Stary Smokovec

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024