Kolejny dzień urlopu zaczęliśmy spokojnie od śniadanka i kawy, w planie mieliśmy niezbyt daleką podróż na drugi koniec jeziora. Podjechaliśmy do Interlaken, tu wsiedliśmy w pociąg i po półgodzinnej podróży wzdłuż południowego brzegu jeziora wysiedliśmy w Thun. To ładne miasteczko, góruje nad nim wyglądający jak z bajki zamek. Postanowiliśmy najpierw pojechać do odległego o kilka kilometrów Oberhofen, zwiedzić tamtejszy zamek i Thun zostawić sobie na koniec. Autobusem dojechaliśmy do zamku w niecały kwadrans, ludzi jak na lekarstwo, bo już po sezonie i do tego pogoda nie najlepsza. Zamek pięknie położony nad samą wodą. Niestety, część przesłaniały rusztowania bardzo przeszkadzające przy „foceniu”. Wstęp do zamku i mieszczącego się w nim muzeum mieliśmy dzięki biletom Swiss Pass bezpłatny. Wewnątrz przepadliśmy na długo, bo zachwyciło nas wszystko. Również piękny okazał się zamkowy park i w rezultacie na zaplanowane w drodze powrotnej zwiedzanie miasteczka Thun nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu. A chcieliśmy się po nim trochę „powłóczyć”, posiedzieć nad rzeką w jednej z licznych kawiarenek… Zobaczyć najstarszą w Europie, liczącą 200 lat panoramę – wysoką na 7,5 m i długą na prawie 40 metrów…
Cóż, może następnym razem.






















































